Zapraszam do lektury kolejnego przewodnika miejskiego a.k.a. pamiętnika z wakacji po naszej niedawnej objazdówce po Europie. Celami wyprawy były Budapeszt oraz Wiedeń, jednak w związku z tym, że Maria była jedynym kierowcą, a z Warszawy wyruszałyśmy o 15, potrzebowałyśmy jeszcze przystanku noclegowego. Stanęło na Brnie, mieście studenckim na południowym wschodzie Czech. Był to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności, bo Brno okazało się świetnym miastem, do którego będziemy wracać.

W związku z ty, że jest to miasto studenckie, pełno tu knajp, barów, kawiarni i opcji street foodowych, w których nie trzeba zostawiać milionów monet. Są tu naprawdę klimatyczne miejscówki, w których można odpocząć, ale też znajdzie się niejedna impreza. To idealne miasto dla tych, którzy tak jak my wolą „zjedzanie” od zwiedzania.

Na poznawanie Brna miałyśmy łącznie dwa dni – wieczór i prawie cały dzień w pierwszą stronę i taką samą ilość czasu w drodze powrotnej. Przed wyjazdem poczyniłam instagramowo-blogowy research, żeby dobrze wykorzystać krótki czas. Pamiętajcie, zawsze możecie liczyć na blogerów jedzeniowych – oni już byli w większości knajp w swoim mieście i wiedzą co jest naprawdę warte polecenia. Sporo miejscówek polecił nam też Łukasz, barista z Cophi, o którym wspominałam już opisując nasze przygody w Budapeszcie. Do Brna podeszłyśmy więc z listą fajnych miejscówek, ale bez konkretnego planu. Jedyne co na pewno chciałyśmy zrobić, to zajechać o zachodzie słońca do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od miasta wsi Jalubi, żeby polatać dronem nad żółtymi od rzepaku polami i starym kamiennym wiatrakiem. Jeśli podróżujecie samochodem i macie zapas czasu, to zdecydowanie polecamy wam taki „detour”.

 

 

Gdzie spać?

Ponieważ podróżowałyśmy tylko we dwie, najwygodniejszą i najtańszą opcją noclegową był dla nas hostel. Za rezerwowanie miejsc zabrałyśmy się w ostatniej chwili, więc nie miałyśmy za dużego wyboru (Brno jest popularną miejscówką na weekendowe wypady), ale i tak dobrze trafiłyśmy. Zaklepałyśmy sobie dwie noce w Hostelu Mitte zlokalizowanym na Starym Mieście. Hostel był porządny, czysty, obsługa była bardzo pomocna (recepcjonistka poczekała na nas po godzinach, bo nie wyrobiłyśmy się do 22, a wtedy zamykają recepcję – o czym warto pamiętać planując wyjazd!), dodatkowo w cenie jest śniadanie. My z tej opcji akurat nie skorzystałyśmy, bo na naszej liście „to do” było zdecydowanie za dużo knajp i kawiarni. Za nocleg w sześcioosobowym pokoju z łazienką zapłaciłyśmy po 15 euro od osoby.

 

 

Jedyne co musicie wziąć pod uwagę rezerwując hostel w ścisłym centrum, to brak miejsc parkingowych pod samym hostelem. Ale nic straconego, nasze porady co do parkowania w Brnie za darmo znajdziecie w naszym „samochodowym poradniku”. Pamiętajcie też by sprawdzać do której czynna jest recepcja. My błędnie założyłyśmy, że wszędzie można wpadać całą dobę, a jednak nie zawsze tak jest.

 

 

Przemieszczanie się po mieście

Brno jest w miarę małym miastem. A przynajmniej wszystkie interesujące nas atrakcje i lokale znajdowały się w odległości, która pozwalała nam zrezygnować z przemieszczania się samochodem czy komunikacją miejską. Wszędzie bez problemu dotarłyśmy piechotą. Ewentualnie możecie pokusić się o wypożyczenie roweru. Weźcie tylko pod uwagę, że do niektórych atrakcji będziecie musieli wtoczyć się pod niezłą górkę. W mieście jest kilkanaście różnych punktów, w których wypożyczycie rowery, działają tu też trzy różne firmy obsługujące miejskie rowery.

 

Co ze sobą począć?

Główną atrakcją Brna jest urocze Stare Miasto. Brukowane uliczki pełne restauracyjnych ogródków, małe galerie sztuki czy instalacje poukrywane w bramach kamienic tworzą klimat tego miasta. W ciągu dnia jest tu cicho i spokojnie, ale wieczorem podwórka kamienic zamieniają się w tętniącą życiem imprezownię, gdzie wszyscy przechadzają się od lokalu do lokalu, z koncertu na koncert, a wszystko to z piwem w ręce. Warto też wspiąć się na wzgórze zamkowe, z którego rozpościera się widok na całe miasto. Nie wchodziłyśmy do środka zamku, ale jeśli was to interesuje, to są tam organizowane wycieczki z przewodnikiem w różnych językach. Sam zamek otoczony jest zielonym parkiem, w którym można sobie poczilować na ławce i zebrać siły na dalsze zwiedzanie.

 

 

Podczas naszej krótkiej wycieczki zdołałyśmy też odwiedzić Planetarium. Co prawda byłyśmy tam w ciągu dnia, więc nie załapałyśmy się na pokaz, ale zobaczyłyśmy darmową wystawę, pobawiłyśmy się teleskopami przed wejściem no i zdołałyśmy obejrzeć sam budynek, który jest ciekawy sam w sobie. Do Planetarium trzeba się wdrapać na kolejne wzgórze. Nas GPS poprowadził ścieżką przez ogródki działkowe, które przypomniały nam o wakacjach w dzieciństwie 😉

 

 

Po drodze do Planetarium natknęłyśmy się też na Ogród Botaniczny, którego wcale nie miałyśmy w planie, ale skoro już się trafił to czemu by nie skorzystać! Lubimy odwiedzać ogrody botaniczne w różnych miastach, zresztą one zawsze dobrze wychodzą na zdjęciach. Niestety tego dnia nieczynne były szklarnie, które zawsze najbardziej nas interesują. Ale bardzo fajny jest ogródek zen urządzony na dachu.

 

Raj dla obżartuchów (modnie zwanych „foodies”)

Zupełnie niespodziewanie Brno okazało się być gastronomicznym epicentrum wszechświata! Restauracji, barów, kawiarni i food trucków jest tu tyle, że nie dałyśmy rady odwiedzić nawet 1/3 z naszej listy. No cóż, trzeba będzie tu wrócić! Jedna rzecz, na której najbardziej nam zależało, ale nie udało nam się jej zrealizować, to kawa w rożkach od lodów z food trucka Krupkafe (akurat pojechali na jakiś festyn pod miastem), jeśli na nich natraficie to koniecznie spróbujcie i dajcie nam znać. Jesteśmy mega ciekawe tego kawowego eksperymentu.

 

 

Śniadanie

Podnik cafe bar – To było jedno z naszych najlepszych śniadaniowych doświadczeń podczas całego wyjazdu. Restauracja jest elegancka i trochę industrialna, ale ceny nie przerażają. Mają ogródek, ale my wybrałyśmy miejsce wewnątrz. Opcje śniadaniowe są klasyczne, ale bardzo smaczne, a porcje godne. Zamówiłyśmy ich wariację na temat naszego ulubionego English breakfast oraz „hit hipsterów” czyli tosty z jajkiem i awokado. Oba mega smaczne. Koniecznie zamówcie cascarę, którą mają tam wyborną. W lokalu podobało nam się tak bardzo, że nie chciałyśmy w ogóle wychodzić, żeby przedłużyć wizytę zamówiłyśmy też jedno z wielu ciast, które mają wystawione w szklanej witrynie. Zdecydowałyśmy się na tartę cytrynową z włoską bezą. Zdecydowanie nie wyszłyśmy zawiedzione!

Marinada Store – Kolejna miejscówka śniadaniowa to Marinada, czyli połączenie bistro ze sklepikiem z rzemiosłem i organiczną żywnością. Zjecie tu dobre kanapki czy tarty, ale kupicie też lokalne produkty, żeby zawieźć do domu. Wnętrze jest trochę ciemne, ale przytulne i urocze, a obsługa mega miła. W lecie wystawiają też na zewnątrz stoliki, więc można się cieszyć mrożoną kawą w promieniach słońca.

 

Kawa i słodkości

Cafe Mitte – Pierwszym odwiedzonym przez nas miejscem była kawiarnia znajdująca się na parterze naszego hostelu. Cóż mogę rzec, nie dałyśmy rady odejść dalej niż 10 metrów bez kofeinowego kopa. Kawiarnia jest maleńka, ale fajne jest to, że okno otwiera się na oścież, więc siedzi się trochę wewnątrz, a trochę na zewnątrz. Podają też bardzo dobą kawę. jak się później okazało jest to kawa z palarni Rebel Bean, w której kupiłyśmy sobie potem zapas do domu oraz „specjalną przesyłkę” do warszawskiego Cophi. Jeśli nie macie lokalnej waluty (w drobnych), to weźcie pod uwagę, że kartą można płacić od 100 koron w górę.

 

 

Kafe Friedrich – Wydaje mi się, że to dość nowa kawiarnia. Znalazłam ją na instagramowym koncie Brno Life, które było dla mnie głównym źródęłm inspiracji przed tym wyjazdem. Lokal jest malutki, ale efektowny dzięki ogromnemu oknu i mega wysokim sufitom. Jasne, minimalistyczne wnętrze, bardzo dobra kawa (też z Rebel Bean!) i przemiła obsługa to przepis na sukces. Nie mieli też nic przeciwko temu, że rozwaliłyśmy się tam na kilka godzin z całym naszym blogerskim ekwipunkiem i wzięłyśmy się za robotę.

 

 

Rebel Bean – No dobra, to czas na kawową gwiazdę. To jedno z tych miejsc, do których wysłał nas Łukasz. Miałyśmy misję, żeby kupić ziarna do Cophi. Odwiedziłyśmy ich lokal na ulicy Smetanova, który okazał się wielozadaniowym centrum dowodzenia. Jest tu nie tylko kawiarnia, ale też barber shop i studio tatuażu. Maria nawet chciała sobie strzelić taką pamiątkę z wakacji na stałe, ale niestety tatuażysta nie miał terminów na najbliższe kilka miesięcy.

 

 

Cukrarna Tutti Frutti -Po całej tej wchłoniętej kawie miałyśmy ochotę na coś słodkiego. Na szczęście na placu gdzie w weekendy rozstawia się targ z owocami i warzywami natrafiłyśmy na mini foodtruck z wegańskimi lodami. W Brnie grasuje ich więcej, w różnych pastelowych kolorach, więc jeśli tam będziecie, to zdecydowanie ich wypatrujcie. Lody były mega dobre i w ciekawych smakach. Zdecydowałyśmy się na borówkowe z lawendą, malinowe z kardamonem, bazyliowe z bazylią oraz, prawdziwy hit, szarlotkowe! Mniam!

 

 

Kafec -Kolejna miejscówka polecona przez Łukasza. Tam wpadłyśmy tylko na sekundę, po mrożona kawę na wynos, bo śpieszyłyśmy się do lokalu z pączkami Kobliha, by zdążyć przed zamknięciem. Z kawą w dłoni pomknęłyśmy po pączki, wbiegłyśmy kilka minut przed zamknięciem, ale niestety okazało się, ze wszystkie pączki wyprzedały się kilka godzin wcześniej. Cóż, przynajmniej wiadomo, że muszą być dobre.

 

Większe żarcie – obiad/kolacja

SKØG -Ten lokal odwiedziłyśmy dwukrotnie. Znalazłam go na Instagramie, bo jest ładny i industrialny, a ja jestem w fazie poszukiwań inspiracji remontowych do mieszkania. Zainteresowało mnie, że drinki na barze „dostarczają” do klientów mini koszykami na zakupy, a potem się okazało, że znajduje się 100 metrów od naszego hostelu. Najpierw wpadłyśmy tam wieczorem własnie na drinka, ale nie zasiadłyśmy przy barze, wiec „nie wjechały”. Za to były były wyborne i jak na drinki dość tanie. A piwo to już w ogóle kosztowało grosze, jak i u nas bywało, za starych dobrych studenckich czasów. Następnego dnia wróciłyśmy na obiad. Nie mają tu stałej karty, dania dnia znajdziecie wypisane na tablicy. Za to wszystkie są wege. Pożarłyśmy sałatkę na bazie kaszy oraz pysznego wege burgera, który był… różowy! Maria już rozkminia jak różowe bułki stworzyć w swoim Jedzonkopolu. Do obiadu polecam lemoniady, których mają spory wybór smakowy, i co ważne żadna z nich nie jest na sztucznym syropie smakowym.

 

 

Fabrik Food Factory – Kolejny dzień, kolejny burger. Bo czemu nie? No i kolejna industrialna knajpka. Tych w Brnie nie brakuje. Dla odmiany ta jest maleńka, w środku jest dosłownie kilka miejsc siedzących, natomiast latem wystawiają też kilka leżaków i stoliczki przed lokal. Tym razem wzięłyśmy burgera z mięsem, żeby wyrównać współczynnik wege z poprzedniego dnia. Natomiast nasz drugi wybór był już totalnie wegański, bo zamówiłyśmy curry z ryżem i warzywami. Było świetnie doprawione! Burger też super, a najbardziej urzekła nas pieczęć na bułce 😉 A na deser… tonic espresso! Mniam!

 

 

Życie nocne

Na nocne wojaże akurat nie miałyśmy za wiele czasu, więc nie dałyśmy miastu szansy by się pokazać. No ale cóż począć, za każdym razem byłyśmy albo po długiej podróży albo po takowej i zwyczajnie nie miałyśmy siły na balety. Jeden wieczór spędziłyśmy we wspomnianym już SKØG, popijając polecane przez barmana drinki na ginie. Kolejną wypróbowaną przez nas miejscówką był Pub U Dvou přátel, gdzie królują piwa kraftowe. W gorący wieczór nic tak nie wchodzi jak dobre piwo, więc chętnie wchłonęłyśmy lokalne specjały rzemieślnicze. Potem pysznie nam się spało. Trzeba tylko pamiętać, że w tygodniu większość lokali umiera równo o północy. Jak Kopciuszek. Wszystko się zamyka i do widzenia. Podejrzewam, że wtedy impreza przenosi się do klubów, ale do żadnego nie trafiłyśmy, więc nie potwierdzę, nie zaprzeczę.

 

 

Jeśli szukacie miejsca na szybki wypad może warto pomyśleć o Brnie? Jest mniej turystycznie niż w Pradze, ale równie fajnie. Bardzo podobało nam się miasto, przemili ludzie, no i pyszne jedzonko. Co prawda przed wyjazdem Mięta przekonywał nas, że nie ma tam nic do roboty, ale teraz już po prostu wiemy, że nie należy mu wierzyć 😉 Szczerze mówiąc, Brno podobało nam się chyba bardziej niż Wiedeń. Jest „łatwiejsze w odbiorze”, wyczilowane i przyjazne. No i zdecydowanie mniej wrogie dla portfela.

Po więcej zdjęć z Brna zajrzyjcie do naszego „miejskiego portfolio” TUTAJ.


Balmas

Freelancerka, ewentualnie bezrobotna. Trochę etnograf, trochę fotograf. Wolny czas najczęściej spędza w Photoshopie lub Lightroomie. Celem jej życia jest zjechanie świata, ze szczególnym uwzględnieniem krajów gdzie karmią tacosami. Szanuje szyderę i minigolfa. Jak dorośnie założy hostel i knajpę. Prowadzi bloga, żeby dostać do testów elektryczną deskorolkę.

Inne posty autora