Śniegi się roztopiły i ujawniły paskudztwo kryjące się pod spodem. Powoli znikają lodowiska i zimowe atrakcje. Kończą się ferie. W ramach pożegnania z zimą wspominamy ich początek kiedy mrozy były w pełni a nam odpadały paluszki gdy przyspieszaliśmy quadem, by wpakować się w co fajniejszą zaspę.

Wyjrzycie przez okno na bagna płynące z deszczem (a może to tylko u mnie takie atrakcje), zerkniecie na termometr pokazujący +7 stopni i pomyślicie: ten wpis jest bezużyteczny. Macie rację. Wiosna nadchodzi, niosąc nowe warte wypróbowania atrakcje. Nie narzekam. Ale jestem fanką zimy i chcę ją wspomnieć po raz ostatni.

Zorganizuj sobie zimę

Zawsze byłam zdania,  że zima jest najfajniejszą porą roku, trzeba tylko umieć ją wykorzystać. Narty, snowboard, sanki w środku nocy, zjeżdżanie z górki na brzuchu udając fokopingwina… Possibilites are endless.  My tym razem, przekornie, połączyliśmy nowe doznania z nostalgią. Ogarnęliśmy quada i kulig konny. Kiedy ostatnio byliście na kuligu? W podstawówce? Ja też. Pamiętacie jakie to było niesamowite przeżycie kiedy konie ciągnęły was po ośnieżonej leśnej ścieżce? 20 lat później patrzy się na to nieco inaczej. Emocje jak na grzybach. Wyprzedzała nas nawet babka wyprowadzająca na spacer jorka. Na szczęście herbata z prądem nieco urozmaiciła nam czas. A przy życiu trzymał nas fakt, że najlepsze dopiero przed nami.

Z sani przesiedliśmy się na quada. Ja nigdy nie jeździłam quadem nawet jako pasażer, a tym bardziej jako kierowca. Zresztą nikt nigdy nie chciał mi dać prawa jazdy. A uwierzcie, że próbowałam. Na ulice nie mogłam więc wyjechać, bo quad miał pojemność silnika większą niż 50cm3 i wskazane było posiadanie papierów. Mieszkańcy Kań byli więc bezpieczni. Nie mogłam za to zmarnować okazji by pojeździć sobie po polu. Nasz quadzik miał niezłą moc, więc na zakrętach można było już porządnie pozarzucać śniegiem spod kół na prawo i lewo. Mega ubaw!

Mimo podwójnych rękawiczek mróz mocno dawał się we znaki i łapy przemieniły się w bordowe skostniałe sople. Na szczęście i na to mieliśmy rozwiązanie – ognisko. Zimowe ogniska to super sprawa. Można sobie upiec kiełbaskę, zagrzać zmarznięte kończyny, wysuszyć mokre buty (a jak się jest mną to przy okazji trochę stopić podeszwę) i zintegrować z ludem. Nie jest to też coś, co wymaga od nas dużego wysiłku. Wystarczy znaleźć przyjemną miejscówkę, w której wam to ogarną. My możemy polecić Szkołę Jazdy Konnej PaTaTaj w Kaniach gdzie zorganizowaliśmy swoje zimowe rozrywki.

Nic tylko korzystać z zimy. Jak nie z tej, to z następnej. W tym roku nic już chyba więcej nie osiągniemy (choć łudzimy się, że narty w górach mają jeszcze szansę powodzenia), możemy jej tylko zaśpiewać: Pa pa pa pa pa pa pa.

Zapisz

Zapisz


Balmas

Freelancerka, ewentualnie bezrobotna. Trochę etnograf, trochę fotograf. Wolny czas najczęściej spędza w Photoshopie lub Lightroomie. Celem jej życia jest zjechanie świata, ze szczególnym uwzględnieniem krajów gdzie karmią tacosami. Szanuje szyderę i minigolfa. Jak dorośnie założy hostel i knajpę. Prowadzi bloga, żeby dostać do testów elektryczną deskorolkę.

Inne posty autora