Kiedy myślę o tym mieście, pierwszy przebłysk pojawiający się w moim mózgu to wykładowca akademicki, który na zajęciach z gramatyki tłumaczy nam, że odmiana przez przypadki nie powinna omijać mongolskiej stolicy. Powinniśmy mówić o Ułan Batorze. LOL. Nie zamierzam. Wolę prześmiewczo, jak zamieszkujący go ekspaci, określać go mianem „Singapuru Północy”.

Podczas ponaddwutygodniowego pobytu w kraju nomadów spędziłam w Ułan Bator pięć dni. Zależało mi na tym, by mieć tam trochę czasu na spotkania ze znajomymi mieszkającymi w Mongolii na stałe. Okazało się, że wymierzyliśmy idealnie. Pięć dni to dokładnie tyle, ile potrzeba na poznanie tego miasta bez nadmiernego pośpiechu i z dodatkowymi atrakcjami typu robienie sobie tatuażu. W poprzednim poście wprowadziliśmy was w temat Mongolii i podpowiedzieliśmy na jakie sprawy praktyczne warto zwrócić uwagę planując podróż. Ten tekst jest natomiast pierwszym z serii trzech tekstów, w których podpowiemy co tak naprawdę ze sobą robić, kiedy już znajdziecie się w stepowej krainie. Na pierwszy ogień idzie  stolica i zarazem jedyne miasto nieoparte na przemyśle. Tam wylądujecie wszyscy. I to dosłownie, bo pod stolicą znajduje się jedyne międzynarodowe lotnisko (chyba, wydaje mi się, że reszta obsługuje loty wewnętrzne).

 

Las Turistas

No dobra, zacznijmy od tego, co wszyscy mają na swojej liście – atrakcji turystycznych. W tej kategorii znajdują się ciekawsze muzea, świątynie czy miejscówki historyczne. W trakcie naszego pobytu udało nam się odhaczyć chyba wszystko, co turysta zobaczyć powinien. Za wyjątkiem Muzeum Historii Naturalnej, w którym grasują T-Rexy i ich koleżkowie. To niestety jest nieczynne od dwóch lat. Mongołom z założenia nie spieszy się z remontami. A dinozaury poczekają. Tyle lat czekają to jaką różnicę zrobi im kilka kolejnych?

  1. Gandan

    Gandan to absolutny must-see. Ten kompleks klasztorny pełni funkcje głównego ośrodka religijnego w całym kraju. W świątyni natkniecie się tu na gigantycznego złotego Buddę i kupę młynków modlitewnych do obkręcenia. Naszym nadwornym obkręcaczem młynkowym była Doris, która przez cały wyjazd dbała o nasza pomyślność. W innych budynkach możecie się też natknąć na jakieś obrządki, w których możecie uczestniczyć i przypatrzeć się buddyjskim zwyczajom od kuchni. Ważne: wchodząc do świątyni nie wolno nadepnąć na próg! Wychodząc też nie. A dodatkowo nie wolno być tez tyłem do Buddy, więc przez wielgachny próg należy przestąpić rakiem.

    Gandan

    Gandan

    Gratis: Jeśli wyjdziecie z Gandanu główną bramą, po lewej stronie natkniecie się na jurtę wróżbity. Możecie spróbować się do niego wybrać, choć najprawdopodobniej wszystkie terminy ma od dawna porezerwowane. Ewentualnie nie chce mu się pracować. W każdym razie warto zajrzeć jeśli chcecie sprawdzić jakie przekręty będzie miał dla was w zanadrzu. Koleżance przepowiedział, że w ciągu roku wyjdzie za mąż i zajdzie w ciążę. To było pięć lat temu. Btw, jeśli ciekawią was wróżbici mongolscy i nie tylko, to polecam książkę Terzaniego.

    Gandan

    Gandan

    Gandan

    Jurta wróżbity Ułan Bator

  2. Zimowy Pałac Bogd Chana

    To miejsce to trochę muzeum, trochę galeria. Dawniej mieszkał tu dżebcundanpa, czyli najwyższy duchowy i polityczny przywódca kraju. Tym, który wybudował pałac był Dzanabadzar, który podczas naszej podróży po Mongolii będzie się jeszcze przewijał. W Pałacu zamieszkiwał w raz z małżonką. Można tam znaleźć pozostałości ich wspólnego życia: przedmioty użytku codziennego, stroje, meble czy podarki z zagranicy w postaci chińskiej porcelany, stroju dla słonia (w końcu tych w Mongolii od groma!) czy źle wypchanych zwierząt. W części kompleksu poświęconej sztuce, możecie podziwiać rozmaite tybetańskie thanki oraz rzeźby (w tym wiele autorstwa Dzanabadzara).

    Zimowy Pałac Bogd Chana

    Zimowy Pałac Bogd Chana

     

    Ciekawostką jest jedyna w swoim rodzaju rzeźba w stylu polsko-mongolskim. Nikt za bardzo nie wie o co z tym chodzi, ale buddyjska rzeźba wyraźnie ma twarz typowego polskiego polityka.

     

    Zimowy Pałac Bogd Chana

  3. Muzeum Sztuki Dzanabadzara

    No i znowu on. Ostrzegałam. To w zasadzie główne muzeum, które należy odwiedzić, żeby zapoznać się ze sztuką, historią i zwyczajami Mongołów. Znajdziecie tu dzieła Dzanabadzara, ale nie tylko. Znajdziecie tu sporo buddyzmu, sporo starożytnych wykopalisk i szczyptę etnografii w postaci strojów, instrumentów czy gier. To też miejsce najlepiej przygotowane na zagranicznych turystów. W cenie dostaniecie tu zestaw słuchawkowy, dzięki któremu będziecie mogli wysłuchać audio przewodnika omawiającego większość muzealnych zbiorów. Zgoda, babka opowiada tak, jakby miała zaraz umrzeć i niepotrzebnie opowiada o tym co człowiek widzi, zamiast o tym co stoi za danym eksponatem, ale i tak warto posłuchać przynajmniej części, żeby mieć pojęcie na co patrzymy. Uwaga: jeśli chcielibyście wysłuchać wszystkiego, będziecie na to muzeum potrzebować mnóstwa czasu!

    Fine Arts Gallery of Zanabazar

    Fine Arts Gallery of Zanabazar

    Fine Arts Gallery of Zanabazar

    Fine Arts Gallery of Zanabazar

    Fine Arts Gallery of Zanabazar

  4. Muzeum Czojdżin lamy

    Muzeum buddyzmu mieszczące się w klasztorze zlokalizowanym w samym centrum miasta. Fajny klimat robi tradycyjny niski budynek świątynny pomiędzy nowoczesnymi wieżowcami i biurowcami. Zbiory muzealne w siedzibie Czojdżin lamy (czyli państwowej wyroczni) są wyjątkowo bogate, ale też wyjątkowo mroczne. Pod sufitem ujrzycie creepy głowy, eksponatów prezentujących historię buddyzmu jest natomiast cały natłok i mogą nieco przytłaczać. Warto zostawić sobie tą pozycję na osobny dzień. My połączyliśmy zwiedzanie ze wspomnianym powyżej muzeum Dzanabadzara i było to zdecydowanie za dużo dla mózgu.

    Muzeum Czojdżin lamy

    Muzeum Czojdżin lamy

    Muzeum Czojdżin lamy

    Muzeum Czojdżin lamy

  5. Plac Suchbaatara i pomnik Czingis Chana

    To klasyk, którego nie sposób pominąć. W zasadzie plac nosi teraz imię Czingis Chana, bo nazwa została zmieniona w 2013 roku. Znajduje się przy głównej ulicy (Peace Avenue) i swoją przestrzenią i pustką przypomina nieco warszawski plac defilad (widać tu podobne radzieckie wpływy architektoniczne). W weekendy prawie zawsze coś się tu dzieje – targi, występy, koncerty. Warto śledzić, bo możecie się załapać na coś ciekawego.

    Plac Suchbatara Ułan Bator

  6. Union of Mongolian Artists

    To galeria sztuki nowoczesnej, która tętni życiem i coś spoza utartych szlaków turystycznych. O tym miejscu nie wszyscy wiedzą, a naprawdę warto je odwiedzić. Są tu dwie główne wystawy oraz przestrzeń poświęcona różnorakim warsztatom. Jeśli jesteście bogaczami, to mongolskie dzieła sztuki możecie sobie też kupić, by powiesić nad kominkiem. Seba na jeden się nastawiał, ale nie miał miliona tugrików. My natknęliśmy się na wystawę mongolskiego artysty, który przez wiele lat związny był z warszawskim ASP, więc przy okazji pogadaliśmy sobie po polsku 😉

Union of Mongolian Artists

Union of Mongolian Artists

 

Na talerzu

Oczywiście człowiek samą sztuką nie żyje. Trzeba jeszcze coś podjeść. Ponieważ wiedzieliśmy, że pozostałe dwa tygodnie pobytu spędzimy w stepie, skazani na prawdziwie mongolskie przysmaki, czas w stolicy wykorzystaliśmy na wypróbowanie niekoniecznie mongolskich potraw. Choć stricte mongolskie miejsce też mamy w naszym repertuarze miejsc do polecenia.

  1. Koreańskie

    Będąc w Ułan Bator warto skusić się na koreańską ucztę. W mongolskiej stolicy koreańskich sklepów i knajp serwujących najprawdziwsze bulgogi czy bibimbap jest prawdziwe zatrzęsienie. W mieście znajdują się nawet dwie restauracje sygnujące się jako północnokoreańskie, ale tam nie zdążyliśmy zajrzeć, więc nie wiem czy ich menu czymś się różni od tych południowokoreańskich. Te natomiast najłatwiej znaleźć na tzw. „koreańskiej ulicy” zlokalizowanej za jednym z głównych centrów handlowych – Ikh Delguur. Tam knajp jest kilkanaście. Osobiście mogę polecić lokal zlokalizowany po lewej stronie ulicy (idąc od Ikh Delguur) z drewnianym wejściem pod strzechą (za drewnianym budynkiem z namalowanymi skrzydłami). Podawane przez nich jedzenie smakowało nam tak bardzo, że podczas krótkiego pobytu wybraliśmy się tam dwa razy.

    Bibimbap

  2. Indyjskie

    Macie ochotę na chlebki naan i palak paneer? Nie ma problemu. Idźcie do Namaste, gdzie najecie się jak prawdziwe paniska. Ceny indyjskiego żarcia są takie jak w Polsce, za to porcje są absolutnie nie do przejedzenia. Przy większości dań w Namaste macie do wyboru porcję „połówkę” oraz „obiadową” – ostrzegam dla normalnych ludzi „obiadowa” to wyżerka dla co najmniej dwóch osób.

  3. Burgery

    W stepie będziecie się żywić tylko baraniną (straaaaaszne! ;)), w dodatku raczej tłustą, bo za najlepsze kawałki uznaje się tam te najbardziej energetyczne. Przed wyjazdem warto się więc posilić dobrze dosmażoną wołowinką. W tym celu polecamy knajpę Ruby Burgers. Nasi faworyci to bułka meksykańska z potężną dawką ostrych papryczek oraz burger podany w czarnej bułce. Porcje potężne, a ceny zadowalające.

    Ruby Burger Ułan Bator

  4. Przekąski i piwko

    Naszym ulubionym miejscem do posiedzenia w gorące wieczory był Green Zone. Tam udało nam się trafić chyba nawet trzy razy. Zjecie tam wegetariańskie dania typu europejskiego, czyli kanapki z hummusem i inne wege przysmaki. Akurat jeśli chodzi o żarcie, to można trafić lepiej, za to klimat miejsca jest bardzo fajny. Koniecznie zajmijcie na zewnątrz hamak, w którym spędzicie długie wieczorne godziny. W środku bywało niebezpiecznie. Na jednej ze ścian znajduje się potężne akwarium. Teraz jest już puste, ale zdarzyło się, że klientowi podczas spożywania kanapki wskoczyła za koszulę ryba pragnąca wolności.

    Green Zone

    Green Zone

    Green Zone

  5. Mongolskie

    No dobra, jesteście w Mongolii to trzeba jeść Mongolskie. Poprawne dania w niewygórowanych cenach znajdziecie w restauracji Granville. Niestety w menu nie ma buuzów, za to porcja chuuszuurów jest oooogromna! Polecam też zupę z pierożkami. To też jedno z niewielu miejsc, gdzie do mongolskich potraw dostaniecie jakiekolwiek warzywa. Nacieszcie się tym przed wyjazdem w step 😉

  6. Drinki

    Od razu zaznaczam, że w miejscu które wam tu zaproponuję drinki, owszem, są, za to obrzydliwe. SET, bo o ten lokal mi chodzi serwuje drinki o smaku plastiku, bazujące na najsztuczniejszych syropach świata. W dodatku nie są to tanie rzeczy. Dlaczego więc umieszczam to miejsce w zestawieniu? Ze względu na widok. Bar znajduje się na 16 piętrze wieżowca, dzięki czemu można z niego podziwiać panoramę całego miasta. Polecam szczególnie o zachodzie słońca. Na górze trochę pizga wiatrem, więc wieczorem weźcie coś na siebie. Ewentualnie poproście obsługę o kocyki. Jeśli uda wam się dogadać.

SET Ułan Bator

SET Ułan Bator

SET Ułan Bator

 

Hipsterski underground

  1. Dund Gol

    To bar, klub i sklep z winylami prowadzony przez muzyka z grupy hiphopowej o tej samej nazwie. Dzięki ingerencji muzyka miejsce ma naprawdę super klimat. Jedyny minus jest taki, że nigdy nie wiadomo czy będzie otwarte. Batbold to typowy artysta, biznes zwyczajnie go nudzi, więc częściej można go znaleźć popijającego drinki u konkurencji niż we własnym lokalu. Ale jak już wam się uda dostać do środka, to koniecznie wypijcie piwko (Senguur White najlepsze!) pod dziwaczną nowopowstałą instalacją artystyczną na podwórku i przekopcie się przez zapasy winyli. Te sprowadzane są z Rosji i Chin i w większości przypadków jakościowo znacznie odbiegają od poziomu jaki reprezentują nasze sklepy winylowe, można jednak trafić na prawdziwe perełki. Mi udało się dorwać dwa krążki, jeden z nich Batbold oddawał niemalże ze łzami w oczach tłumacząc, że green was my favourite.

     

    Dund Gol

     

    Dund Gol

    Dund Gol

    Dund Gol

  2. Galeria sztuki przy Green Zone

    Maleńka galeria sztuki, do której wchodzi się z podwórka knajpy Green Zone. Nie wiem czy zawsze można tam wchodzić, ale nam miła pani pozwoliła wszędzie wejść, wszystko obejrzeć, poprzerzucać obrazy i obfotografować wszystko co nam się podobało. Dodatkowo poczęstowała nas tradycyjnym mongolskim suszonym serem. Na dzieła sztuki nas nie stać, ale kupiłam kilka pocztówek z przedrukami znajdujących się w galerii obrazów. Zamierzam je oprawić i powiesić na ścianie, bosa ekstra, a kosztowały grosze.

    Galeria sztuki Ułan Bator

    Galeria sztuki Ułan Bator

    Galeria sztuki Ułan Bator

  3. Republik

    Bar popularny przede wszystkim wśród ekspatów. Często można trafić tam na rozmaite koncerty. Lokalsi polecają jako miejsce, gdzie posłuchać można muzyki niekrzywdzącej mózgu 😉 Na ścianie podziwiać można wyborne graffitti z Mongołką w klasycznym stroju i fryzurze (którą wy znać będziecie przede wszystkim jako stylówę Amidali z Gwiezdnych Wojen), za to wylansowaną w całkiem współczesne okulary przeciwsłoneczne.

  4. Grey Ink Tattoo

    Studio tatuażu, w którym zrobiłam swoje małe dzieło sztuki wzdłuż kręgosłupa. Od razu zaznaczam, że dostanie się do tatuażysty w Mongolii nie należy do najłatwiejszych zadań. Problem nie leży w długim czasie oczekiwania, jak to jest z popularnymi artystami u nas, ale w tym, że takiego tatuażystę trzeba odpowiednio długo namawiać i nękać, żeby w ogóle mu się chciało przyjść do pracy. Ja ostatecznie wylądowałam u kogoś zupełnie innego niż początkowo planowałam, ale tamtego nie dało się ściągnąć do UB, gdy spontanicznie postanowił przedłużyć sobie weekend. Ostatecznie tatuaż robił mi Ariun Bold z Grey Ink Tattoo. Bardzo sympatyczny ziomeczek, którego wszystkim polecam. Studio jest stylowe i nowoczesne, więc bardzo sympatycznie spędza się tam czas po dwóch tygodniach z dala od cywilizacji. A jak się dobrze zakręcicie, to jeszcze załapiecie się na make up, bo w tym samym lokalu mieści się też pracownia makijażystki. Co ciekawe, w Mongolii tatuaże są znacząco tańsze niż u nas, jeśli więc nosicie się z zamiarem zrobienia nowej dziary, a wiecie, że odwiedzicie stepową krainę, może warto się wstrzymać i na miejscu zaserwować sobie pamiątkę.

Grey Ink Tattoo

Grey Ink Tattoo

 

 

Sport to zdrowie

Zmęczeni miejskim zgiełkiem i wiecznymi korkami? Może czas na trochę sportowo-ekstremalnych przeżyć poza miastem. W okolicy możecie spróbować między innymi lotów na paralotni czy jazdy konnej.

  1. Stadnina koni w okolicy pomnika Czingis Chana

    Niedaleko zlokalizowanego kilkadziesiąt kilometrów od stolicy wielkiego złotego pomnika mongolskiej legendy, znajduje się stadnina koni prowadzona przez Szwajcarkę i jej męża. To miejsce, w którym możecie pojeździć na zadbanych, dobrze traktowanych koniach. W dodatku w bardzo malowniczym miejscu. Przechodzenie przez strumienie, wdrapywanie się na wzgórza, podjadanie przez konie liści wprost z drzewa? To wszystko w pakiecie! Miejsce zarówno dla wytrawnych jeźdźców jak i totalnych lamusów (ja byłam w tej drugiej kategorii jako że nigdy wcześniej nawet nie siedziałam na koniu). Macie tu szansę na nauki jazdy, choć nie zawsze zastaniecie personel posługujący się angielskim. W przeciwieństwie do wszystkiego innego, co zastałam w Mongolii, jest to miejsce przestrzegające w jakimkolwiek stopniu zasad bezpieczeństwa – zostaniecie zaopatrzeni w kaski i ochraniacze na nogi.

    Stadnina koni Ułan Bator

  2. Paralotnie

    Jeśli bardziej niż jazda konna, interesują was atrakcje podniebne, to możecie się zakręcić i poszukać ziomeczków latających na paralotniach. Tych w UB jest całkiem sporo, dają lekcje, ale też oferują pojedyncze loty z górujących nad miastem wzgórz. Warto dodać, że w Mongolii jest to przyjemność śmiesznie tania. Nasz gościu jeszcze nie ma strony internetowej, ale po siedmiu latach latania planuje się za to zabrać bardziej profesjonalnie, więc jak tylko założy oficjalny biznes podrzucimy wam namiary.

    Paralotnie Mongolia

    Paralotnie Mongolia

    Paralotnie Mongolia

Odwiedziliście wszystkie te miejsca i już nie wiecie co ze sobą zrobić?

Wespnijcie się na górujące nad miastem wzgórze i podziwiajcie zachód słońca górujący nad mongolską stolicą spod pomnika przyjaźni mongolsko-rosyjskiej zwanego Zaisan. Ewentualnie zaopatrzcie się we wszystko czego dusza zapragnie na Black Market. Tę atrakcję trzeba jednak zaplanować tak, by mieć odpowiednio dużo czasu. Nam w ciągu kilku godzin nawet nie udało się dotrzeć do najciekawszych części bazaru takich jak zakątek z ekwipunkiem szamanistycznym. Znajdziecie tu sporo chińskiego szajsu śmierdzącego plastikiem, ale jeśli taka wasza wola kupicie też kozę.