O Warszawskim Lukrze słyszeliśmy już od dłuższego czasu. Wzmianki o lokalu pojawiały się przede wszystkim w kontekście cukierkowego wnętrza oraz równie słodkich freakshake’ów czyli ogromnych milkshake’ów w wielu smakach obłożonych toną słodkości. Za którymś razem, gdy na rozpaczliwe pytanie „czy w tym domu naprawdę nie ma nic słodkiego?!” padła odpowiedź „nie”, trzeba było się wybrać na przeszpiegi.

Prowodyrem wyjścia była Doris, która z racji nadchodzących urodzin zażądała Lorda Snickersa. Cóż to za wynalazek i co ma wspólnego z Lordem Vaderem, pytacie? Jest to popisowy freakshake serwowany w lokalu przy ulicy Hożej. Jak można się domyślić, smakową bazę tego zabójcy cukrzyków stanowi baton Snickers. Mniam! A jak to jest z tym Lordem Vaderem? Cóż, szanownych gentlemanów nie łączy absolutnie nic, no może poza tym, że wszystko w nich jest grubo przesadzone.

Projektowanie doświadczeń pod social media

Żyjemy w czasach, gdy smartfony praktycznie przyrosły nam do rąk, a autokreacja zdaje się ważniejsza niż przeżycia i wszystko to, co dzieje się w naszym życiu naprawdę. Doszło do tego, że wnętrza lokali gastronomicznych, galerie sztuki, wycieczki turystyczne a nawet wesela projektowane są z myślą o tym, by dobrze prezentowały się na zdjęciach. Ostatnio głośno było o muzeach stworzonych stricte pod zdjęcia w mediach społecznościowych. Do muzeum czy galerii chodzi się już nie po to by coś zobaczyć, ale by to innym pokazać online. Przykładem jest muzeum lodów, które zostało już otworzone w kilku amerykańskich miastach, a bilety są nieustannie wyprzedane. W Polsce takim instagramowym “must-have” jest lustrzana sala w Katowickim Muzeum Śląskim, czyli instalacja “Odbicie” (Dani Karavan). Zmienia się podejście do konsumpcji sztuki. Nie ma już ona wzbogacać odbiorcy i jego duszy, ale profil w social mediach i ilość obserwatorów.

To samo jeśli chodzi o jedzenie. Nie od dziś wiadomo, że je się najpierw oczami. Ostatnimi czasy jednak je się już tylko oczami, smak spychając na drugi, a może nawet trzeci plan. Stąd popularność udziwnionych, gigantycznych freakshake’ów, zalewających instagrama tortów ozdobionych złocistym rogiem jednorożca czy wszechobecnej galaktyki. Warszawski Lukier jest tu świetnym przykładem trendu estetyzacji jedzenia na maksa. Dodatki, którymi obłożona jest szklanka z mlecznym napojem są bardziej pokaźnych rozmiarów niż sam shake. Bita śmietana sięga niemal pod sufit, a do tego oblana jest tworzącym idealne wzory karmelem czy czekoladą. Wszystko jest przepiękne, a zdjęcia na insta w zasadzie robią się same. Tego nie można lokalowi odmówić.

 

A co ze smakiem?

Problem z Instagramem i innymi mediami społecznościowymi jest taki, że doskonale zaspokajają potrzeby zmysłu wzroku, ale nie ma tam smaku. W Warszawskim Lukrze niestety też go brakuje. Freakshake’i robią wrażenie, świetnie wychodzą na zdjęciach, ale kiedy tylko weźmiemy je do ust, są do bólu nijakie. Absolutnie nie chodzi mi o to, że są niedobre albo że coś jest z nimi nie tak. Nie. Są po prostu 'meh’. Lord Snickers i tak w pojedynku na smak wypada zdecydowanie lepiej niż druga wybrana przez nas pozycja – shake tygodnia na bazie batona Kinder country. Ten to już w ogóle w smaku przypominał kakao Puchatek. Tylko takie przyżałowane, z dwóch łyżeczek.

 

Do lokalu wybraliśmy się we trójkę i zamówiliśmy dwa shake’i, żeby nie przesadzać z ilością cukru. W końcu był to styczeń, czas kiedy jeszcze komukolwiek chce się myśleć o postanowieniach noworocznych, dietach i tym podobnych dyrdymałach. O tym jak bardzo nas nie powaliły niech świadczy fakt, że nie pochłonęliśmy żadnego w całości. I to mówię ja – Balmas. Królowa tortów!

 

 

Grzechu niewarte

W ostatecznym rozrachunku wychodzi na to, że cheat day lepiej zaplanować sobie gdzieś indziej. Może gdzieś, gdzie jedzenie nie jest tak atrakcyjne wizualnie, ale za to jest naprawdę dobre. W Lukrze nie próbowaliśmy innych pozycji z oferty, bo przyszliśmy nastawieni na monstrualne shake’i. Być może ciasta i desery zaprezentowane w witrynie smakują lepiej. Tego nie wiem. Przyznam jednak, że nie bardzo chce mi się to sprawdzać. W końcu zdjęcie na insta już mam.