Na Kubie spędziłem dwa tygodnie pod koniec 2016 roku, wracając do Polski dokładnie tydzień przed śmiercią Fidela Castro. Przed wylotem czytałem dużo przewodników i blogów. Niektóre informacje okazały się bardziej, inne mniej przydatne. Część z nich wymaga też sprostowania. Dlatego postanowiłem podzielić się 20 ciekawostkami, które moim zdaniem mogą przydać się wam podczas podróży.
Podróżowanie po wyspie
- Na wyspie działa system GPS (wbrew temu co możemy znaleźć na niektórych blogach), warto pobrać sobie aplikację np. MapsMe Pro oraz mapy offline.
- Ciężko jest wypożyczyć auto, na miejscu graniczy to wręcz z cudem. Warto zadbać o to wcześniej.
- Jeśli już uda nam się wypożyczyć samochód to będziemy mogli zatankować go tylko na niektórych stacjach benzynowych, tych które oferują paliwo 94 oktanowe. Raz ledwo się do takiej doczłapaliśmy, mijając po drodze trzy, które 94 nie oferowały.
- Jazda nocą jest mocno odradzana, chociaż da się. Sami zaliczyliśmy nocny przelot z Cayo Coco do Hawany (ponad 500 km.). Trzeba jednak uważać, ponieważ nieoświetloną autostradę może nagle przeciąć nam wóz ciągnięty przez konia.
- Na większości mniejszych dróg, których jakość jest bardzo słaba obowiązuje zakaz wyprzedzania. Sami zostaliśmy zatrzymani przez policję gdy staraliśmy się wyprzedzić jadący 20 km/h ciągnik. Na szczęście skończyło się na „No entiendo, Polonia, no entiendo”.
- Zorganizowane oddziały czegoś na wzór policji obywatelskiej mogą dorzucić nam do auta pasażera na gapę, jeśli np. zepsuje się lokalny autobus. Ogólnie autostopowiczów jest mnóstwo. Ci, którzy znają chociaż podstawy angielskiego chętnie podzielą się z wami informacjami o lokalnych atrakcjach.
Przed wyjazdem
- Trzeba zaopatrzyć się w przejściówkę do prądu (amerykańską).
- Warto nauczyć się podstawowych zwrotów po hiszpańsku ponieważ poza hotelami angielski właściwie nie jest używany. Dobrym pomysłem jest również pobranie na telefon Google Translate z hiszpańskim offline. Można zaskoczyć Kubańczyków płynnie wypowiedzianym zdaniem.
Na miejscu
- W praktycznie każdym hotelu będziemy mieli dostęp do płatnego WiFi. Godzina kosztuje 2$. Jeśli nie wykorzystacie wszystkiego od razu, koniecznie się wylogujcie wchodząc pod podany na karcie adres IP.
- Na Kubie płaci się w dwóch walutach lokalnej CUP i turystycznej CUC (1CUC ~= 25CUP). Na „cupach” są „żywi ludzie”, na „cucach” pomniki. Warto sprawdzać w jakiej walucie wydają nam resztę.
- Lubią Polaków. Pierwszy staruszek, który zaczepił nas w Hawanie wyjął z portfela 2 złote i powiedział, że dostał je od przyjaciela z Polski. Przeprowadziłem też z ciekawości krótkie zestawienie. Chciałem sprawdzić, którego Polaka wymienią najczęściej w odpowiedzi na to, że jesteśmy z Polski. Oto wyniki: Pierwsze miejsce Lewandowski 14 punktów, drugie Błaszczykowski 3 punkty, papież punkt 1.
- Mimo tego co Fidel mówił o braku kultu jednostki, Che Guevara jest wszędzie. Na pamiątkach, muralach, plakatach.
- Jedzenie jest … słabe. W knajpach standardowa cena to 10-12$. Wybór to najczęściej kurczak, wołowina, wieprzowina i langusta. Wszystko kosztuje tyle samo. Ja cały czas brałem langustę. W Polsce wróciłem do kurczaka.
- Niestety coraz mocniej widać typową turystykę, szczególnie na ulicach Hawany. Jeśli chcielibyście zrobić zdjęcie paniom, ubranym w stroje związane z kultem santerii, palącym z gracją cygara będziecie musieli zapłacić 1$.
Ciekawe miejsca
- Fabryka cygar w Hawanie została przeniesiona jakiś czas temu. Nie możemy już zwiedzać tej znanej ze zdjęć, znajdującej się na Calle Industria. Możemy udać się od razu na Calle San Carlos. Dodam jeszcze, że po zakończonym zwiedzaniu, Pani przewodnik sprzedaje cygara w szatni po cichu za połowę ceny.
- W Playa Giron są świetne miejsca do nurkowania. Intro nurkowe kosztuje 35$. Z patentem zapłacimy 25$. Z tego co opowiadali znajomi, można nurkować w jaskiniach.
- Godnym polecenia miejscem są plantacje tytoniu w Viñales. Samo miasteczko jest też bardzo klimatyczne.
- Nie warto jechać do Cayo Coco. Staruszek od dwuzłotówki gdy powiedzieliśmy mu, że przyjechaliśmy prosto z Cayo Coco popatrzył tylko i powiedział: „Cayo Coco is not a Cuba„.
- Jeśli już tam będziecie to jedyne co warto to zobaczyć flamingi. Jest ich mnóstwo. Zarezerwujcie sobie wcześniej hotel przez internet, a jeśli będziecie to robić na miejscu to przez agencję. Zapłacicie dwa razy mniej.
- Hemingway. To był jeden z moich celów. Odwiedzić wszystkie miejsca związane z pisarzem. Polecam muzeum La Finca Vigia i wioskę Cojimar znajdującą się niedaleko Hawany. Na blogu jest już oddzielny post o Hemingwayu na Kubie.
Mam nadzieję, że przyda wam się powyższa lista. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie śmiało w komentarzach.
mięta
Smutny człowiek z poczuciem humoru. Chciał zostać muzykiem ale ze względu na brak talentu zajął się informatyką. Jak mu źle wyje do księżyca, na którym kiedyś chciałby stanąć. Certyfikowany operator bezzałogowych statków powietrznych. Czeka aż ludzie nauczą się latać. Zmuszony do zrezygnowania z aktywności sportowych ze względu na problemy z kręgosłupem. Miłośnik słabego filmu, jeszcze gorszej muzyki I twórczości, delikatnie ujmując, żenującej. Wesoły I uśmiechnięty. Do rany przyłóż.
Podobne posty
5 marca 2018
Kuba – co robić, gdzie jeść, jak podróżować?
27 lutego 2017
Kuba śladami Hemingwaya
22 listopada 2016
Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz dotycząca relacji CUC/CUP, o której tutaj nie ma słowa – Kubańczycy często nie chcą przyjmować CUP-ów. Jeśli ktoś myśli, że w CUC-ach zapłaci tylko za „oficjalne” atrakcje, a za wszystko inne zapłaci w CUP-ach, to może się srogo pomylić. Dotyczyło to takich drobiazgów jak butelka wody w Hawanie. Sprzedawcy absolutnie nie chcieli słyszeć o płatności w CUP-ach, nawet kiedy oferowało im się dokładnie tę samą sumę – tylko w innej walucie. Wynika to z tego, że CUC-e są dla Kubańczyków dużo cenniejsze, bo sami mogą za nie robić zakupy np. w kubańskich odpowiednikach pewexów. Jest to informacja, która mnie osobiście bardzo by się przydała przed wyjazdem, a której nigdzie nie znalazła. Jasne, CUP-ami można płacić, szczególnie w takich mniej turystycznych przybytkach, za owoce na ulicy etc., ale trzeba uważać, żeby się nie przeliczyć i nie kupić zbyt wielu CUP-ów. Nimi zapłacimy serio za drobiazgi.
Co do jedzenia, krewetki, krewetki, krewetki! I ryż ciemny z fasolą, czyli arroz moro 🙂 Faktycznie z jedzeniem jest różnie, ale można dobrze trafić.
Co do relacji CUC/CUP 100% zgoda! W większości miejsc nie ma szans żeby nimi zapłacić. Ryż z czarną fasolą również bardzo nam smakował 😉 My na przykład jedliśmy najlepszą ośmiornicę w życiu w El Butty w Playa Giron.
Co do płacenia nie wiem. Mi nie chodzi o to, że to tragedia, bo można takiego zdjęcia nie robić. Przynajmniej zasady jasne 😉 Ale jeśli nawet nie można spokojnie zrobić zdjęcia na targu, to zaczyna być męczące. Natomiast zupełnie inaczej traktowałem płacenie za muzykę. Tutaj z miłą chęcią pozbywałem się CUCów 😉
Jasne, rozumiem. Tak naprawdę dobrze, że o tym piszecie, bo wiele osób myśli, że miejscowi to tak krążą przepięknie ubrani po mieście bez żadnego celu i rzeczywiście są zdziwieni (a niektórzy nawet oburzeni), że miejscowy czegoś od niego chce 🙂
I oczywiście bardzo dziękujemy za komentarz 🙂
Zwyczaj dawania lokalsom pieniędzy za robienie zdjęć jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem prowadzącym do pogłębiania ich przedmiotowego traktowania przez turystów. Turyści poszukują „autentyczności”, chcą więc pokazać na swoich zdjęciach „tych prawdziwych” ludzi, stąd zatrzęsienie na Instagramach i Facebookach zdjęć matek z niemowlakami czy bawiących się dzieci. Dzieci są łatwiejszym obiektem do uchwycenia, choć coraz częściej turyści podchodzą też pobłażliwie do pozostałej części lokalnej społeczności, traktując ją jak ludzkie zoo.
Podobne zjawisko miało jakiś czas temu miejsce na Warszawskiej Pradze, gdzie modne było zrobienie zdjęcia żula czy palącej papierosa fryzjerki z poPRLowskiego zakładu fryzjerskiego.
Oczywiście lokalsi traktują „pobieranie” dolarów za zrobione sobie zdjęcia jako taktykę, swoją możliwość zarobienia na turystyce – ty dostajesz zdjęcie na Fejsa, to ja chcę dolara. Na dłuższą metę sprawia to jednak, że coraz bardziej wpisują się w turystyczny foto skansen, stając się przedmiotem jak każdy inny. Płacąc za zrobienie zdjęcia człowieka czy jego rękodzieła, zrównujemy go z zabytkiem, za którego obejrzenie i sfotografowanie płacimy w kasie.
Przywożenie „obcych” żeby sobie ich pooglądać było częstą praktyką w czasach kolonializmu. Teraz nie trzeba ich już przywozić, bo wszyscy możemy jechać i pooglądać ich na miejscu. Warto tylko nie doprowadzić do sytuacji, w której żeby popatrzeć na mieszkańców Hawany, będziemy musieli kupić bilet. Zupełnie jak do zoo.
Pełna zgoda. Robienie zdjęć miejscowym jest, tak jak mówisz, bardzo problematyczne, i tak, to nie jest zabytek, który można sobie obfotografować. W czasie mojej pierwszej dalszej podróży ze wstydem przyznaję, że robiłam ludziom zdjęcia, nie pytając ich o pozwolenie. Dopiero później zaczęłam się trochę tym zagadnieniem interesować, w konsekwencji czego w czasie kolejnej podróży po prostu zrezygnowałam z robienia zdjęć ludziom, chyba że wcześniej do nich podeszłam i zapytałam, czy mogę. Ale nawet wtedy pewien niesmak pozostaje, więc ogólnie nie jestem zwolenniczką tego procederu. (A już szczególnie robienie zdjęć dzieciom bez zgody ich rodziców jest straszne, ludzie w ogóle nie zastanawiają się nad tym, jakby się czuli, gdyby to „bogaty Niemiec” robił zdjęcia ich dzieciom).
Odniosłam się jednak do tego, w jaki sposób była sformułowana ta uwaga – nie że jakoś bardzo niewłaściwie, po prostu przypomniała mi o pewnych nieprzyjemnych sytuacjach. Turyści i tak bardzo często traktują te „egzotyczne” miejsca jak zoo – ale nie dość, że widzą w nich zoo, to jeszcze takie, do którego wejście należy im się za darmo. Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, w których miejscowy wyraźnie traktował pozowanie do zdjęć jako pracę zarobkową – przywdziewał ludowy strój, którego na co dzień nikt nie nosił, przyprowadzał ze sobą jakieś zwierzę, wiadomo. A turyści byli oburzeni tym, że za zrobienie zdjęcia chciał w ogóle jakieś pieniądze. Wielu z nich, zamiast uszanować decyzję tej osoby i, skoro szkoda im na to pieniędzy, zrezygnować ze zdjęcia, robiło je z ukrycia. To jest zachowanie tak nieprawdopodobnie wstrętne, że zawsze wywołuje u mnie gwałtowną reakcję. I żeby było jasne, autorzy niczego takiego nie napisali, ale sam fakt, że musieli przypomnieć turystom, że pozujący do zdjęć nie robią tego za darmo, przypomniał mi dla jak wielu osób to jest jakaś trudna do pojęcia tajemnica. Bo każdy wychodzi w ludowym stroju, z koszem owoców, żeby chodzić w tę i z powrotem po ulicy, to w końcu zupełnie normalne!
I takie zachowanie wpisuje się w inne zjawisko, do którego z czasem zapałałam dużą niechęcią – „tanie podróżowanie”. To znaczy jeśli pod tym hasłem rozumiemy przespanie się w należącym do miejscowej rodziny hostelu czy na kwaterze, a nie w wielkim hoteliszczu (należącym zapewne do kapitału międzynarodowego), to jasne, jestem za. Ale często oznacza to właśnie targowanie się o mleko i tego nie lubię. Turystyka eksploatuje (i zmienia) każde miejsce, na które zwróci swoje oko – uważam, że musi w związku z tym przynosić korzyści przynajmniej finansowe mieszkańcom tego miejsca, którzy zdecydują się w ten sposób zarabiać na życie.
Przy czym teraz tak sobie myślę, że Kuba jest akurat trochę bardziej problematyczna, bo mieszkając w casas particulares czy kubańskich wszak hotelach, jadając w restauracjach etc., tak naprawdę niewiele pieniędzy zostawiamy tzw. zwykłym ludziom. Kubańczycy lwią część zarobków z turystyki oddają państwu. Im poziom życia jest bardzo różny, niektórzy żyją całkiem przyzwoicie, ale inni zaczepiają przechodniów z pytaniem, czy nie mają dla nich mydła albo szamponu do włosów. Tak więc to, co zapłacimy Kubańczykom do przysłowiowej ręki, „na czarno”, zostanie przynajmniej w ich kieszeni*. Nie wiem, czy nie warto wziąć pod uwagę ich sytuacji ekonomicznej, bo teoria postkolonialna nie załatwi nam absolutnie wszystkiego.
* Czy pozujący do zdjęć robią to za wiedzą władz? Właściwie tego nie wiem, może też uiszczają odpowiedni podatek od tego dochodu.
Odpowiedzialna turystyka to jest bardzo trudne zagadnienie i często sama nie wiem, jak się zachować. Mogę tylko starać się być jak najbardziej w porządku i nie szkodzić swoją obecnością bardziej niż to konieczne (chociaż czy to w ogóle możliwe? Pewnie nie).
Bardzo nas cieszy, że rozmowa przeszła na tak ważny temat jak odpowiedzialna turystyka. I to o czym Minnie piszesz – lwia część pieniędzy i z wynajmu pokoi w casach i z restauracji trafia do rządu. To jest ogólnie bardzo trudny temat moim zdaniem. Co do targowania się o mleko też tego nie lubię 😉 Bez dwóch zdań. Ale tak samo nie lubię cwaniactwa na zasadzie, ja Cię tutaj odprowadzę kawałek, nawet jeśli nie chcesz,a później Ci powiem, że masz mi zapłacić 5$.
Lecę na Kubę w niedzielę i do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze tylko odpowiedzi na dwa pytania, może będziecie potrafili pomóc 🙂
Czy na Kubę nadal warto jest zabierać dodatkowe szampony, żele i artykuły papiernicze, którymi będziemy mogli obdarować Kubańczyków w zamian za pomoc lub bez powodu? Znajomi, którzy byli kilka lat temu opowiadali, że tych rzeczy bardzo im brakuje.
Czy to prawda, że jeżeli na jakiejś trasie nie jeździ viazul można zdobyć bilet na lokalny autobus? Chodzi dokładnie o trasę Camaguey-Guardalavaca i Guardalavaca-Santiago de Cuba. Internety podpowiadają, że nie uświadczysz tam viazula…
Będę wdzięczna za każdą wskazówkę 😉
Cześć Marta!
Przeróżnych artykułów na Kubie brakuje i z pewnością Kubańczycy będą bardzo wdzięczni za tego typu drobne upominki. W casa particulares nie jest tak źle, bo właściciele mają dostęp do dodatkowych produktów, ale i tak każdy prezent przyjmą z ogromną radością.
W kwestii viazul i lokalnych autobusów zapytam jeszcze Tomka. Ja w związku z poruszaniem się autem, odpuściłem sobie temat pozostałych środków transportu. Wiem natomiast, że znajomi podróżując bez, dogadywali się z innymi turystami aby we 4 osoby wynająć taksówkę. Kosztowo wychodziło bardzo podobnie jak autobus.
Jeśli mógłbym jeszcze pomóc daj znać 🙂 Prześlę też odpowiedź od Tomka, gdyby orientował się w temacie. Udanej podróży! I wspaniałych wrażeń! Chociaż nie mam wątpliwości, że takie właśnie będą. Kuba jest świetna 🙂
Super post bardzo przydatne informacje a czy mozesz mi powiedziec jak jest z bezpieczenstwem jesli wynajmie sie auto na wlasna reke i jak z miejscami parkinkowymi w havanie my chcemy leciec do cayo santo maria a to wyglada na zadup…..kompletne myslisz ze sa tam jakies wypozyczalnie, nie moge znalesc nic na necie czy moze lepiej wziasc wycieczke fakultatywna z biura choc cena jest porazajaca
My w każdym miejscu czuliśmy się bezpiecznie. Podobnie wszystkie osoby, z którymi o Kubie rozmawialiśmy. Są bardzo wysokie kary za zaczepianie turystów, więc autochtoni raczej tego nie robią. Jeżdżąc po Kubie autem z pewnością spotkacie się z mnóstwem autostopowiczów, których warto zabrać. W zamian często będą w stanie coś doradzić lub opowiedzieć (szczególnie jeśli znacie hiszpański). Parkingów jako takich raczej nie spotkacie. Auta parkuje się na ulicy. Warto zapytać gospodarza casy, w której się zatrzymacie czy możecie zostawić auto bezpiecznie w tym miejscu. Co do wypożyczalni warto zerknąć tu: http://www.cuba-junky.com/cuba/carrental.html. Jeśli lecicie do Cayo Santa Maria, to z pewnością będzie tam możliwość wypożyczenia auta w hotelu. Trzeba jednak zatroszczyć się o wcześniejszą rezerwację 🙂
Witajcie drodzy Łowcy:) Właśnie kupiłam 2 bilety na Kube na 1 Stycznia. Chcemy zwiedzić kraj na własną rękę więc w 5 dni czytam wszystko co możliwe o Kubie, żeby to jakoś wstępnie zorganizować.
Chętnie skorzystam z waszej wiedzy i Łowieckiego doswiadczenia:) Wiem, że byliście tam już jaki czas temu ale może bedziecie umieli odpowiedzieć na pytania poniżej:
1. Zerknęłam do polecanej przez was wypożyczalni samochodów i do 3 innych ale niestety nic mi się nie wyświetla mimo różnych terminów, które wprowadzam. Wniosek brak aut? Pytanie czy na miejscu wogóle jest opcja wypożyczenia auta bez wczesniejszej rezerwacji? Czy jest ewentualnie opcja wypożyczenia skutera/motoru?
2. Plan B przewiduje transfery autobusami Viazul. Wiem, że że czesto jeżdżą przepakowane lub nie zabierają nadprogramowych turystów, Znalazłam stronę gdzie można bookowac bilety (https://www.viazul.com/index.php) ale chcemy zostawić sobie furtke na spontaniczność więć czy naprawdę konieczne jest zabookowanie biletów na cały wyjazd?
3.Zabookowalam kwatere przez airbnb tylko na start to jest 2 dni w Hawanie. Plan jest Hawana-Trinidad-Playa Giron, Playa larga, Vinales powrót do Varadero.Czy bookować na kwatery na wszystkie lokalizacje z domu czy da się to zrobić jakoś na miejscu? Jeżeli tak to jak? Z polecenia lokalsów ( nasz hiszpański ogranicza się do Despacito;p), czy raczej pukanie do Casy? Czy kóreś z wymienionych przeze mnie miejsc nie jest warte obejrzenia lub powinniśmy je wymienić na jakieś inne? ( Do Cayo Caco zgodnie z zaleceniem nie jedziemy;) ) Mamy 12 dni, a trochę to rozstrzelone po wyspie i jeszcze nie wiem w jakiej kolejności to ewentualnie zrobić.
4.Planujemy snorkling i wypożyczenie katamaranu. Wiecie gdzie to najlepiej zrealizować? Playa Giron? Varadero? Gdzie według Was było najpiękniej?
5. Czy oprócz ryżu z czarną fasolą polecacie jeszcze cos do jedzenia;p Czy jedzenie z „okienka” jest „do zjedzedzenia”:)
Będę Wam bardzo wdzieczna za porady:) Pozdrawiam!:)
Cześć Iza,
Trochę wchłonął nas przełom roku więc mam nadzieję, że nasza odpowiedź jeszcze się przyda i odczytasz ją gdzieś w Kubańskim parku miejskim albo hotelu (bo w innym miejscu internetu nie uświadczysz 🙂 Odpowiadając:
1. Jeśli nie zarezerwowałaś samochodu wcześniej (najlepiej z wyprzedzenie 3-miesięcznym albo większym) to na samochód na miejscu nie masz co liczyć. Jest ich po prostu zbyt mało na wyspie. W szczególności w tym okresie wszystko jest „wzięte”. My po odwiedzeniu kilkunastej wypożyczalni, odpuściliśmy. Motocykli nigdzie nie widziałem. Skutery zdarzają się w bardzie turystycznych miejscowościach np. Trynidad, Varadero, Cayo-Coco. Ale czy Wam się uda zależeć będzie od szczęścia. Nasza skuteczność to ok 25% 🙂
2. Viazul – zdecydowanie polecam wcześniejszą rezerwację. Bez niej, szanse na zakup bilety na bieżąco są minimalne. Jednak 2-3 dni przed podróżą już są istotne. Do podróży pozostają Wam w takiej sytuacji tzw. taxi collectivo – czyli zazwyczaj stare auta współdzielone z innymi podróżnymi, jadącymi w podobnym kierunku. Koszty nie są może najniższe ale jest to zawsze rozwiązanie 2-3 razy tańsze niż zwykła taksówka. Istnieje jeszcze kolej (jedyna na wyspach Karaibskich), ale szczerze mówiąc, nie próbowaliśmy 🙂
3. Wszystkie miejsca są warte polecenia – trzymajcie się planu! 🙂 O dalsze kwatery warto pytań Waszych poprzednich gospodarzy. Siecią swoich kontaktów na pewno oni, albo ich kuzyni, sąsiedzi, coś polecą. Nie warto natomiast raczej rezerwować przez internet, ponieważ zanim możecie nie zdążyć otrzymać odpowiedzi przed końcem Waszego wyjazdu (dostęp do internetu jest wciąż dość ograniczony) Jeśli szukacie hotelu to wybierzcie się do biura turystycznego http://www.cubatur.cu/. Jest prawie w każdym mieście, tam Wam pomogą.
4. Snorkling – najwięcej tego jest w okolicach Playa Giron i Playa Larga. Najlepiej tam. W innych miejscach też występują ale rzadziej i nie bardzo jest co oglądać w wodzie.
5. Szczerze, to na Kubie trudno o dobre jedzenie. Nie ma zbyt dużego wyboru. Ale jeśli już coś polecać to langustę, jest prawie wszędzie w dobrej cenie. No i na ulicach sprzedają wyrabiane z ciasta słodkie, „zawijane paluchy” – niestety nie pamiętam nazwy choć smak wciąż mi się dobrze kojarzy.
Mam nadzieję, że zdążyliśmy jeszcze coś podpowiedzieć 🙂