Cayo Coco jest coraz popularniejszą destynacją, w związku z czym w miejscowych hotelach można spotkać wielu Polaków leniwie sączących mojito. Jednak zanim zdecydujecie się wybrać na tę kubańską wyspę warto zebrać trochę informacji. W poniższym wpisie przedstawiamy wszystkie nasze subiektywne spostrzeżenia.
Na Cayo Coco spędziliśmy 3 noce, głównie dlatego, że przylecieliśmy czarterem Rainbow Tours. Lot trwał 11 i pół godziny, udało się w tym czasie obejrzeć 3 filmy i chwilę pospać. Oczywiście w ramach czarteru nie mieliśmy żadnych posiłków ale lotowskie ceny były w porządku i tak za ciepłe danie lub kanapkę trzeba było zapłacić jedynie 12 PLN. To, co mogło delikatnie przeszkadzać to część pasażerów w podeszłym wieku i mocno imprezowym nastroju. Ale też nie przesadzałbym za bardzo. Urlop rządzi się w końcu swoimi prawami.
W kwestii samego lotu dodam tylko, że jeśli macie już kartę turysty (wizę) to nie musicie ustawiać się w kolejce do stanowiska biura podróży. Spokojnie możecie skierować się bezpośrednio do odprawy bagażowej. A dodatkowo nie musicie zjawiać się na lotnisku 3 godziny wcześniej.
A teraz garść ciekawostek, zebranych w punktach:
- Na lotnisku w Cayo Coco należy uzbroić się w cierpliwość. Wydawanie bagaży trwa… długo… bardzo długo. Od opuszczenia pokładu do wyjścia z lotniska minęło jakieś półtorej godziny. Samo lotnisko jest malutkie i brudne.
- Taksówka z lotniska do hotelu to około 20 CUC. Oczywiście jeśli wybieramy się na Cayo Coco w opcji All Inclusive ta informacja nie jest nam do niczego potrzebna. Pieniądze jednak i tak wymienić powinniśmy. Można to uczynić w dwóch kantorach znajdujących się na lotnisku. Niestety czasami zdarza się, że banknoty się kończą i kantor zostaje po prostu zamknięty. Przelicznik podobny jak w hotelu.
- Jeśli hotel chcemy zarezerwować na miejscu to warto to zrobić wcześniej przez Internet lub korzystając z biur/agencji turystycznych oferujących wycieczki po Kubie. W ten sposób możemy dostać pokój za połowę ceny.
- Warto zabrać ze sobą adapter/przejściówkę (USA, zdjęcie poglądowe poniżej) do prądu. Nie wiem jak jest w innych hotelach, ale np. w Iberostar Mojito nie było gniazdek europejskich.
- Należy wziąć preparat na komary. A jeśli jedziecie na 16 dni, to przydałoby się wypełnić nim połowę walizki. Przez ostatnie dwa dni, komarów było tyle, że nasze nogi wyglądały co najmniej jak po ospie lub kompulsywnej akupunkturze.
- Koniecznie wybierzcie się na punkt widokowy, gdzie można obserwować brodzące dziko flamingi.
- Na Kubie działa system GPS. Być może od niedawna, bo według informacji zebranych przed wyjazdem na różnych blogach, powinno być zupełnie inaczej. Warto sobie pobrać mapy offline np. Maps Me aby wygodnie poruszać się po wyspie.
- Internet również jest dostępny. W hotelu należy wykupić kartę, która kosztuje 2 CUC (około 8 złotych) i uprawnia nas do godzinnego korzystania z zasobów sieci. Bardzo istotna kwestia! Jeśli nie wykorzystaliśmy całego czasu, a Internet nie ma już nam nic ciekawego do zaoferowania należy w pasku adresu przeglądarki wpisać adres http://1.1.1.1/ aby się wylogować. W przeciwnym razie przy kolejnej próbie będziecie musieli zakupić nową kartę.
- Wycieczki fakultatywne dostępne w większości hoteli to między innymi pływanie z delfinami, katamaran, wędkowanie z łodzi, Hawana autobusem lub samolotem lub Jeep Safari. Całą listę znajdziecie tu: http://www.cayocococuba.net/excursions.html.
- Na wyspie istnieje kilka szkółek kitesurfingu. Niestety ceny nie należą do najprzyjemniejszych. Ale warunki są całkiem fajne. Warto zastanowić się nad zabraniem własnego sprzętu.
Cayo Coco to nie Kuba.
I teraz dochodzimy chyba do najważniejszej kwestii. Przekonaliśmy się o tym sami spędzając tam dwie ostatnie noce. W związku z tym, że posiadaliśmy auto, byliśmy w stanie zjechać całą wyspę. Cayo Coco is not Cuba. Było to pierwsze zdanie jakie usłyszeliśmy od poznanego w Hawanie staruszka, który przy okazji wyjął z portfela dwuzłotówkę, którą otrzymał „na szczęście” od przyjaciela z Polski. Cayo Coco to nieduża wyspa, która została połączona z Kubą drogą o długości około 27 km. Na miejscu znajdziemy kilkanaście „luksusowych” hoteli. I w sumie tyle. Serio. Oprócz delfinarium i punktu, gdzie można obserwować flamingi nie ma tam zupełnie nic. A żeby dostać się do Hawany mamy do przebycia ponad 500 kilometrów.
Nie będę oceniał samej formy All Inclusive bo nie ma to żadnego sensu. Jeśli ktoś lubi, jego wybór i nie moja sprawa. Ale w tej cenie można dużo lepiej. Czterogwiazdkowe hotele na Cayo Coco pozostawiają wiele do życzenia. W pokojach potrafi utrzymywać się zapach stęchlizny, a na suficie w niektórych miejscach występuje grzyb. Sami Polacy, którzy przyjechali do Iberostar Mojito na 16(sic!) dni już drugiego dnia byli w lekkim szoku. A z ich ust słyszeliśmy najczęściej: „to jest jakieś nieporozumienie”. Szczerze mówiąc wolałbym już chyba wybrać się do Varadero. Klimat bardziej kubański a i do Hawany bliżej.
Gdy ktoś na pytanie co zobaczył na Kubie odpowie, że był jedynie w Cayo Coco, to znaczy, że nie był na Kubie. A przynajmniej z prawdziwą Kubą nie miało to nic wspólnego. Zupełnie nic.
Zapisz
mięta
Smutny człowiek z poczuciem humoru. Chciał zostać muzykiem ale ze względu na brak talentu zajął się informatyką. Jak mu źle wyje do księżyca, na którym kiedyś chciałby stanąć. Certyfikowany operator bezzałogowych statków powietrznych. Czeka aż ludzie nauczą się latać. Zmuszony do zrezygnowania z aktywności sportowych ze względu na problemy z kręgosłupem. Miłośnik słabego filmu, jeszcze gorszej muzyki I twórczości, delikatnie ujmując, żenującej. Wesoły I uśmiechnięty. Do rany przyłóż.
Podobne posty
5 marca 2018
Kuba – co robić, gdzie jeść, jak podróżować?
22 sierpnia 2017
Subiektywny przewodnik po Ułan Bator
27 lutego 2017