Grunt i Woda to już od kilku sezonów jedna z naszych ulubionych letnich miejscówek. Ciągle się zmieniają, rozbudowują, rozwijają. A efekt jest bardzo na plus. Widać, że komuś tu się chce. W tym roku swoją działalność poszerzyli o restaurację działającą na dachu. Czym prędzej poszliśmy sprawdzić co i jak.

W Gruncie jedzenie było już wcześniej, ale nie takie. W zeszłym roku na barze kupić można było kanapki i ciasta, w weekendy odbywały się czasem brunche, których ze względu na mocno przesadzoną cenę, nigdy nie wypróbowaliśmy. Z tego co kojarzę w pewnym momencie w budce przy Gruncie wystawił się jakiś zaprzyjaźniony street food. W tym roku poszli o krok dalej. W budce mają stałe menu z jedzeniem „na szybko”. Zjecie tu m.in. focaccię czy frytki. Jak podkreślają, pięciokrotnie na jednej stronie menu (serio, zrozumieliśmy za pierwszym razem), „wszystko robią sami” i „wszystko jest domowej produkcji”. Nie wiem czy też tak macie, ale jakby mnie facet na randce pięciokrotnie zapewniał o tym, że sam sobie pierze gacie i gotuje obiadki, to wyszłabym z niej ze stuprocentową pewnością, że mieszka z mamusią. Umiar zawsze spoko. Olaliśmy więc własnoręcznie robiony majonez na własnoręcznie robionej kiełbasie podanej z własnoręcznie pieczonym pieczywem i udaliśmy się wprost na górę, do restauracji. I to była bardzo dobra decyzja.

 

Przyciągną mnie w twe progi czarne jak zło pierogi

No dobra, akurat to były ravioli, a nie nasze polskie klasyki, ale z nimi zrymowało mi się tylko, że „nic mnie nie boli”, więc uznałam to za niewystarczająco zachęcające. A ravioli było naprawdę pyszka. Ale od początku…

Za menu restauracyjne odpowiedzialna jest Anna Klajmon, była uczestniczka Top Chefa. Szczerze mówiąc, nie wiem czy to zachęta sama w sobie, bo poczynań pani Anny nie śledziłam, a Top Chefa oglądam tylko po to by poznać takie słownictwo jak „consommé” czy „assiette”. W końcu człowiek nigdy nie wie kiedy będzie musiał wtopić się w tłum wśród snobów. W każdym razie po spróbowaniu dań z menu opracowanego przez wspomnianą szefową, mogę wam powiedzieć, że spoko z niej babka 😉

 

W Gruntowej restauracji spróbowałam dwóch dań głównych – wspomnianych już czarnych ravioli z owocami morza oraz świecy wołowej podanej ze szparagami i ziemniaczanym puree. Obie opcje bardzo smaczne. W ravioli zdecydowanie najlepsze było nadzienie, które „ożywiało” danie. Mięso natomiast dobrze przyrządzone i przyprawione. Nie ma na co narzekać. Ja się najadłam, choć muszę przyznać, że byłam tuż po pożarciu pudełka lodów Syrenka, a na dworze było 32 stopnie. Podejrzewam, że gdybym była naprawdę głodna, to wskazana byłaby jeszcze przystawka. Na szczęście te też zapowiadają się bardzo zacnie. Ceny są średnie. Dwa dania główne i dwie duże lemoniady kosztowały nas niecałą stówę.

Czy z tej chmury pie****nie?

Planując wizytę w restauracji Grunt i Woda weźcie pod uwagę, że mieści się ona na świeżym powietrzu. Od słońca uchronią was duże parasole nad stołami, to nie problem. Natomiast deszcz to zło. Teoretycznie restauracja czynna jest od czwartku do niedzieli, na wszelki wypadek sprawdzajcie jednak ich stronę na Facebooku. Zawsze dają tam znać czy w danym dniu pracują czy nie.

 

Fajnie, że nad Wisłą powstała restauracja z porządnym jedzeniem. Ja wiem, że street food jest super, ale jak się każdy weekend spędza na Nocnym Markecie, a o warszawskich food truckach robiło się badania do magisterki, to czasem człowiek potrzebuje czegoś innego. Tu z pomocą przybywa kuchnia Gruntu. Kiedy więc zmęczycie się leniuchowaniem w leżaku czy zgłodniejecie po jednym z organizowanych przez Grunt warsztatów czy eventów, wpadajcie na górę na zacny obiad.