Mao przykuło moją uwagę, kiedy latem wracałam z centrum pieszo do domu. Na szybach wypisane białym flamastrem różne promocje, aż nie wiedziałam gdzie zacząć czytać. Aperol we wtorki za 9,90? Wow, to chyba już wiem gdzie się widzę z kumpelami następnym razem.

Mao

Poczekaj, aż Cię usadzimy

W knajpie jesteśmy o 16 czyli w momencie kiedy kończy się promka lunchowa. Oh well… Jest pusto, ale kartka mówi czekaj więc czekamy, i czekamy, i czekamy… W końcu decydujemy się usiąść bo jest masa pustych stolików. Wtedy pojawia się kelner „ nie, nie, nie muszą Panie poczekać, aż wskażemy stolik!!” i sadza nas w drugim końcu sali. Dobra ważne, że już siedzimy.

Miejsca w restauracji jest na prawdę sporo. Od dużego stołu przy którym może usiąść każdy, przez małe stoliczki dla dwóch osób po  okrągłe loże z dużymi stołami dla większej grupy znajomych. Extra, przynajmniej nie będzie problemu z upchnięciem całej naszej ferajny jak zachce nam się tam przyjść. Punkt dla was.

Dużo jedzenia na malutkim stoliczku

Menu jest naprawdę obszerne. I chociaż Mao to restauracja i koktajl bar, decydujemy się dziś tylko na jedzenie. Na drinki wpadniemy kiedy indziej. Jest tuż po Sylwestrze więc próbujemy udawać, że robimy detox od alko.

Ja szłam z założeniem, że zjem pierożki i tak też uczyniłam. Pierożki z wieprzowiną, porem i kolendrą raz poproszę! Maria na swoje główne danie wybiera Mao Burgera z chipsami z batata i kimchi.

MaoMyśląc dalej o świętach i że na pewno wciśniemy wszystko, domawiamy Miks przystawek MAO, w którego skład wchodzi 7 różnych przystawek wybranych z menu poniżej. Przynajmniej za jednym zamachem przejedziemy pół menu. Cóż za spryciarstwo.

Wjeżdżają przystawki. Malutkie miseczki z jedzeniem wyglądają uroczo, ale prawie się nie mieszczą na stoliku. Ciekawe gdzie potem zmieścimy tutaj dania główne? Hm… chyba ktoś nie pomyślał zamawiając stolik 😀

Z 7 miseczek, do gustu przypadły mi w sumie noo powiedzmy 3. Orzeszki to orzeszki, chipsy krewetkowe jak z dzieciństwa (uwielbiałam patrzeć jak rozwijają się w garze na gorącym oleju). Pycha bakłażan Suan Rang oraz cięta wołowina. Śmiało mogę polecić. Smaki były bardzo fajne i wyraziste.

Mao

Dania główne ledwo miesząc się na stole. Pierożki poprawne, ale nie żebym szalała z radości. Burger ma bardzo fajną i ciekawą bułkę, gotowaną na parze. Jednak brakuje mu smaku. Naszym zdaniem czerwony sos wasabi powinien od razu być w środku w burgerze i to na pewno podbiło by mocno jego smak. Jako dodatki mamy chipsy z batata i krewetkowe. Bardzo smaczne kimchi.

Mao Deseru już nie damy rady wcisnąć, chociaż kusi sernik z białą czekolada i matchą.

Prawie bym zapomniała o napojach! Pomimo tego, że nie piłyśmy alko to zamówiłyśmy opcje bez. Maria wzięła lemoniadę mango, która była bardzo dobra. Ja zdecydowałam się na Licziczi (chciałam Matchaczki, ale kelner powiedział, że bardzo nie poleca). Koktajl był baaardzo słodki co zgłosiłam kelnerowi. Dostałam kieliszek z sokiem z cytryny i pod dodaniu go już było troszkę lepiej.

Dobre miejsce na spotkanie ze znajomymi

Jeśli szukanie miejsca gdzie można spoko zjeść plus napić się wyszukanych drinków, to Mao spełnia wszystkie kryteria. Codziennie w knajpie jest inna promocja na jedzenie i na drinki. W sobotę w promce jest Long Island Iced Tea oraz kumulacja promocji kuchennych z całego tygodnia (do 16).

Myślę, że jeszcze się tam wybiorę chociażby po to żeby spróbować koktajli. Inspiracją do ich stworzenia był chiński kalendarz znaków zodiaku. Kalendarz ten, znajdziecie też wszędzie w wystroju restauracji.

Jedzeniu też dam drugą szansę , a co mi tam.