Czas na wielkie żarcie, czyli co zjeść i wypić w Neapolu! Kto mnie zna albo przeczytał chociaż jeden wpis na tym blogu, ten wie, że podstawą mojego lifestylu jest pyszne jedzenie. Zapraszam więc do gastro kącika, gdzie zdradzę gdzie zjeść doskonałą pizzę neapolitańską, prosty ale pyszny domowy makaron i godną porcję owoców morza, w knajpce kochanej przez lokalsów. Jagoda była na tym wyjeździe testerką deserów, więc spisała swój mini przewodnik ciastkary. A że żadna z nas nie pogardzi też godnym napitkiem, to mamy dla was też listę kilka fajnych kawiarni i miejscówek na drinka. No to zapraszam do koryta!

Ten post jest jedzonkową wkładką do przewodnika po Neapolu, który przeczytacie TUTAJ. Tam znajdziecie wszelkie info o transporcie, noclegi i neapolitańskich atrakcjach. No, ale jak już wiecie co w tym mieście robić, to czas się dowiedzieć co zjeść!

 

Pizza

Pojechać do Neapolu i nie zjeść pizzy, to tak jakby w ogóle nigdzie nie pojechać. Problematyczny może być natomiast wybór miejsca, bo pizzerii jest tu 65352842, jak nie lepiej. My wybrałyśmy polecane miejscówki z wieloletnią tradycją:

  • Pizzeria da Michele. Ten lokal polecili nam w hotelu. Poznacie go po epickiej kolejce na zewnątrz i bardzo prostym szyldzie. Pizzeria powstała w 1870 roku. To jedna z tych, które twierdzą, że wynalazły pizzę neapolitańską. Bardziej klasycznie się nie da. W menu znajdziecie tylko kilka pozycji – wszystkie to wariacje na temat Marinary i Margherity. My wzięłyśmy najbardziej klasyczną Margerhitę, no i faktycznie była pyszna! Nie jestem znawcą i nie mam odpowiedniego słownictwa, więc nie będę się rozpisywać nad strukturą ciasta. Powiem tylko: mniam! Ważne info jest takie, że…  praktycznie nie da się tu dostać. Czas oczekiwania na stolik to ok. dwóch-trzech godzin. Ale! Jest opcja wzięcia pizzy na wynos, wtedy czeka się w osobnej kolejce do zamówienia. Nam udało się w ten sposób zdobyć placek w 40 minut. Bierzcie to pod uwagę jeśli jesteście bardzo głodni!
    • HAJS: Mimo hype’u i tłumów pizza to tanioszka. Margherita kosztowała nas 5€.
  • Pizzeria Gorizia 1916. Tu pizzowe menu jest zdecydowanie bardziej rozbudowane, ale dalej możecie liczyć na tradycyjny smak i ciasto. Ja kontynuowałam testowanie Margherity (nie umiem stwierdzić która lepsza!), a Jagoda poszła w Calzone. Spieszyło nam się, więc wzięłyśmy na wynos, ale lokal jest spory i na zewnątrz jest dużo stolików, więc może tu być łatwiej złapać stolik (jest też dalej od Starego Miasta).
    • HAJS: Margherita 5€. Calzone 7€.

Pasta

  •  Tandem Ragu. Miejscówka, którą poleciła mi siostra. Ona długo stała tam w kolejce, czekając na stolik, my za to totalnym fartem wbiłyśmy się tam na zamknięcie. Nie przeszkadza wam giga porcja makaronu o 22.00? To może być lifehack dla was xD Jeśli jednak wolicie jeść w normalnych porach, to lepiej zrobić rezerwację. Aha, oni mają kilka lokali w Neapolu, nie wiem czy wszystkie podają to samo. My byłyśmy na Via Paladino. A co jadłyśmy? Pyszny domowy makaron z mięsnym sosem ragu. To jest takie prawilne domowe żarcie – proste, pyszne, rozgrzewające.
    • HAJS: Za dwa makarony i karafkę wina stołowego zapłaciłyśmy 40€.

  • La Locanda Gesù Vecchio. Tu to już na sto pro trzeba robić rezerwację! (My idąc do Tandem Ragu zaszłyśmy zrobić na miejscu rezerwację na za dwa dni) Jagoda to znalazła na liście restauracji polecanych przez Wysoką Komisję Żarcia a.k.a. tych z Michelin. Ta akurat knajpa gwiazdki nie ma, ale dzięki temu nie ma też gwiazdkowych cen. Tu też dają pyszny domowy makaron. Nie przekombinowany. Sycący tak, że ledwo wstaniecie od stołu. Jagoda spełniła tu swoje marzenie o tradycyjnej neapolitańskiej kuchni i zjadła makaron z ziemniakami (poleca wcześniej nic nie jeść cały dzień, żeby podołać porcji), a ja odkryłam nowe warzywo! Zamówiłam pastę z friarielli, czyli brokułem neapolitańskim. Z brokułem nie ma to za wiele wspólnego, bo zamiast głąba dostaniecie liście. Mi przypomniały wiosenne liście rzodkiewki, z których często robię zupę, friarielli ma podobnie ostry posmak.
    • HAJS: Za dwa makarony zapłaciłyśmy 26,50€.

Wielki smażony pieróg

  • Sorbillo. Na zapychającą lunchową przekąskę polecamy tradycyjny street food. We Włoszech jest to smażona pizza, a.k.a. gigantyczny pieróg smażony w głębokim oleju. Wypełniony może być przeróżnymi rzeczami. Ja wybrałam opcję z serem i szpinakiem, Jagoda poszła w jakieś szynkowe klimaty. Mega porcja mega chamskiego żarcia. Na kaca wjechałoby jak złoto. Czy ktoś może otworzyć przybytek z tym przysmakiem w Warszawie?
    • HAJS: Jedna wielka pierogo-pizza kosztuje 5€.

Zajebisty sea food

  • Il Miracolo dei Pesci. Kolejne doskonałe reko od mojej siostry (thx Bro). Istniejący od lat 70. skarb dzielnicy Posillipo. Przyszłyśmy tu na wczesny obiad. Na miejscu zjawiłyśmy się pół godziny po otwarciu, w środku było puściutko, ale okazało się, że to ostatni wolny stolik. W ciągu pół godziny cała knajpa zapełniła się lokalsami – średnia wieku 60+, czyli wiadomo, że znają się na życiu (i żarciu). Klimat nadmorskiej tawerny, wystrój absolutnie żaden, za to żarcie! OMG! Zamówiłyśmy talerz smażonych morskich żyjątek i ryb (gigantyczna porcja, można brać na dwóch) oraz sałatkę z ośmiornicą. Do tego jeszcze mała butelka białego wina. Wyszłam szczęśliwa jak nigdy!
    • HAJS: Zapłaciłyśmy 44€.

Drinka?

  • Aperol na ulicy. Jedną z najlepszych cech Neapolu, jest to, że na każdym rogu możecie kupić aperol spritz w kubeczkach na ulicy. Nie dajcie się tylko zwieść wszędobylskim reklamom aperola za 1€. Owszem, on istnieje, ale wtedy dostaniecie ilość szotową. Lepiej za 2,5€ wziąć „medium”, w którym jest jakieś 200ml. Wbrew temu czego można by się spodziewać, nie są to drineczki pożałowane. Jeden taki i już wszystkie zdjęcia musiałam prostować w Lightroomie xD
  • Wino lub koktajl w Libreria Berisio. Bar z ZAJEBISTYM KLIMATEM. Warszawiakom może przybliżę atmosferę – wyobraźcie sobie  Pardon To Tu z czasów kiedy było na Grzybowskiej, połączone z Wrzeniem Świata. Przytulnie, pełno książek, rozbudowane menu drinków i cała tablica win do wyboru. Za drinki płaciłyśmy tu ok. 5-6€. Na mojej liście miejscówek był jeszcze jeden „niby Pardon” (widać, że jestem fanką tego miejsca?) – położony dwie ulice dalej bar Perditempo z winem, książkami i winylami. Niestety w niedzielny wieczór było tam full ludzi i nie udało nam się nawet zajrzeć do środka.

 

  • Pyszna kawka. Znajdziecie ją oczywiście wszędzie, nawet jak nie szukacie (spakujcie sobie na wycieczkę zapas magnezu i potasu!). Jak chcecie experience z wywołującą zawał czarną siepą i rozbudowanym (ruchomym!) ołtarzykiem Maradony to wbijajcie do Bar Nilo na Pio Monte della Misericordia. Espresso w ekskluzywnych warunkach wypijecie w Gran Caffe Gambrinus. Chwilę przerwy z gazetą, kawą i słodką bułką warto sobie zrobić w drodze do nadmorskiego zamku w klimatycznym Officina Ba-Bar na Via Santa Lucia (mają tu też szamę, ale nie próbowałyśmy). Tęsknicie za kawą specialty? Bardzo dobrą wypijecie w Ventimetriquadri wracając z zamku Sant’Elmo.

A na deser? Zapraszam do Jagodowego kącika słodkości, czyli przeglądu neapolitańskich deserów

Uszanowanko, z tej strony Jagoda AKA koneserka deserów AKA nieposkromiony ciastkożer. Wyjazd do Neapolu stał się dla mnie nie tylko okazją do cosplayowania postaci z “Zakochanego kundla” (tak, scena z makaronem), ale też testowania rozmaitych słodkich wypieków, charakterystycznych dla tego miasta.

Ranking neapolitańskich ciastek:

  1. Sfogliatella. Kopułka z ciasta francuskiego, z charakterystycznymi warstwami, przypominającymi blaszki. W środku tradycyjnie ricotta z kaszą manną. Domowa, cieplutka, smaczna. Jako idea niezbyt mocno w moim słodyczowym guście, ale doceniam koncept. W różnych cukierniach można otrzymać wariacje wyrobu – zmieniają się nadzienia (np. krem cytrynowy) oraz toppingi (np. wisienka). Dwa dni męczyłam Balmas, żeby zjeść sfogliatella imitujące Wezuwiusza. Wersja klasyczna dawała radę, ale za drugim razem trafiłam na wariant z maleńką babą rumową w środku. Ale o tym za moment…
  1. Cannolo siciliano. Jeśli chodzi o walory smakowe, cannolo powinno być na pierwszym miejscu. Jest to jednak wyrób sycylijski. Dostaniecie go w dużej ilości cukierni, jest wspaniały, ale pamiętajcie, że oszukujecie.
  1. Roccoco. Tradycyjne świąteczne ciasteczka. Powstały w XIV wieku i smakują, jakby suszyły się od tamtego czasu. Są znośne, ale można połamać na nich zęby i nie czuję, żeby ryzyko było uzasadnione smakiem.
  1. Tu mieszczą się różne słodkie wypieki z różnych ciastkarni i piekarni, które wszystkie były dużo za słodkie plus trochę jakby leżały za długo. Niezależnie czy miejsce było randomowe, czy mocno polecane w sieci. Mocno meh.
  2. Baba rumowa. Gdyby ta lista ciągnęła się przez kolejnych 100 pozycji, baba rumowa z Neapolu dalej byłaby na dole. W teorii to może być pyszne – ciasto drożdżowe nasączone alkoholem, który podkręca jego smak, dodaje delikatności fakturze, itd. W praktyce: zwyklak zalany po granicę wyporności słodkim płynem, zalepiającym kubki smakowe. Kiedy odkryłam miniaturową babkę w mojej sfogliatella, prawie się rozpłakałam XD.

 

I to już koniec żarcia na dziś! Macie jakieś inne polecenia knajp i barów w Neapolu? Koniecznie podrzućcie, bo Neapol był na tyle fajny, że z pewnością będziemy tam wracać. Chociażby na pizzę 😉