W ciągu ostatnich trzech dni, po raz piąty na Stadionie Legii odbywał się Warszawski Festiwal Piwa. Między 6 a 8 kwietnia warszawiacy mieli szansę spróbować piw z ponad 50 browarów rzemieślniczych z całej Polski. Żywiec i Tyskie wciąż mają się świetnie, ale Polacy już od kilku dobrych lat doceniają dopracowane smaki trunków z małych browarów.
Wraz z innymi miłośnikami piwa zebraliśmy się w zatłoczonej przestrzeni Stadionu Legii. Spróbowaliśmy kilkunastu różnych trunków, podjedliśmy suszonej wołowiny, a przyboczny fizyk wytłumaczył nam po co przy bramce stoją lampy grzejące trawę (zawsze miejcie ze sobą fizyka na tego typu eventach). W ciągu trzech dni na trzech poziomach rozstawione było kilkadziesiąt stoisk, na których można było zakupić piwa na miejscu i na wynos. Ceny raczej barowe. Ale też piwa nieprzeciętne. W określonych godzinach odbywały się również degustacje (jedne płatne, inne nie).
Festiwal Piwa to świetna okazja by spróbować trunków, do których na co dzień nie ma tak łatwego dostępu. Pewnie będzie się to zmieniać, bo fanów browarów rzemieślniczych wciąż przybywa, a tego typu imprezy skutecznie przyczyniają się do ich popularyzacji.
Dla każdego coś miłego
Podczas imprezy można było spróbować wielu zaskakujących połączeń smakowych. Od limitowanego kolendrowo-marakujowego Zissou z popularnego browaru Inne Beczki, który rozszedł się już pierwszego dnia, poprzez kompozycje kwiatowe (jak hibiskus, róża czy bergamotka)czy ziołowe, kończąc na rozmaitych przyprawach. Na nas wrażenie zrobiło „Ale Po Pieprzone” od Warsztatu Piwowarskiego, które pozostawiało na języku pikantny posmak zielonego pieprzu. Świetnie wchodził nam też hibiskusowy wymysł o nazwie „Altana” z browaru Cztery Ściany, na który natrafiliśmy w dziale nowości. Nieopodal grasował zresztą doskonały „Troll” z BroWarki, który skradł nasze zimne serca, przypominając norweskimi drożdżami o naszym niedawnym sukcesie – zimowym zdobyciu Trolltungi. Jeśli chodzi o smakowe dziwy, to podeszło nam też Grin Sove, czyli black IPA z dodatkiem rozmarynu, które kupiliśmy na stoisku poznańskiego browaru Golem.
Mówi się, żeby książek nie oceniać po okładce, ale piwka po etykietach chyba już można. Zwłaszcza gdy są tak świetne jak te, zaproponowane przez Browar Zakładowy. Zarówno grafiki jak i nazwy produkowanych przez nich trunków przypominają nie tak wcale odległe czasy PRLu. Na szczęście smakiem zdecydowanie przewyższają towary, które były wówczas dostępne na sklepowych półkach.
Nie tylko picie
Dla zaawansowanych piwoszy i piwowarów podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa odbywały się specjalne i dodatkowo płatne warsztaty, degustacje, wykłady i panele dyskusyjne. Ceny biletów wahały się od 39 do 75 złotych, a dowiedzieć się można było m.in. jak otrzymać piwo wędzone o zapachu spalonej instalacji elektrycznej. To chyba warto! Dla tych co nieco żałowali hajsu na ten wypad, na scenie głównej odbywały się również wykłady bezpłatne, a tu można było poznać tajniki domowego warzenia piwa.
My hajsu nie mamy, ale piwko za 40 złotych (0,5l) wypiliśmy. A równie świetnie jak inni bawili się na wykładach, my czuliśmy się przy stanowiskach z flipperami i piłkarzykami. No bo jak piwko, to i gry barowe są całkiem na miejscu.
Naszym zdaniem
Warszawski Festiwal Piwa to wyborna inicjatywa. My braliśmy udział już po raz drugi i na pewno wybierzemy się też na kolejne edycje. Jeśli moglibyśmy coś zmienić, to chcielibyśmy spróbować jeszcze większej ilości różnych piw. Fajnym rozwiązaniem mogłyby być np. szoty piwa za symboliczną złotówkę. W ten sposób na każdym stoisku można by przetestować całą ofertę przed podjęciem ostatecznej decyzji o zakupie. Choć mogłoby się to skończyć różnie, bo szastanie złotóweczkami nie boli. A już teraz nie wszyscy uczestnicy dotrwali do końca imprezy.
[Gdzie] Stadion Legii, ul. Łazienkowska 3
[Kiedy] 6-8 kwietnia 2017
[Za ile] Jednorazowy bilet wstępu 10PLN
Balmas
Freelancerka, ewentualnie bezrobotna. Trochę etnograf, trochę fotograf. Wolny czas najczęściej spędza w Photoshopie lub Lightroomie. Celem jej życia jest zjechanie świata, ze szczególnym uwzględnieniem krajów gdzie karmią tacosami. Szanuje szyderę i minigolfa. Jak dorośnie założy hostel i knajpę. Prowadzi bloga, żeby dostać do testów elektryczną deskorolkę.