O Alchemist Gastropub już pisaliśmy jako o miejscu, w którym nie pojedliśmy. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego, to zapraszamy do lektury wpisu. Teraz nasz los się odmienił i w Alchemiście się przejedliśmy. Ale za to bardzo smacznie i pozytywnie. A że mamy kartę illuminati, którą uruchamia się ścianę browarów, to pewnie powrócimy jak tylko będziemy w okolicy.
Główna oś tej historii jest taka, że był konkurs Zomato, ja w tym konkursie wygrałam, nagrody nie otrzymałam i nie pojadłam. A pojeść sobie lubię. Choć już tego tak nie widać jak kiedyś. Nie wiem na ile na obrót spraw miało wpływ moje fabulous blogierskie życie i recenzja Alchemista na Łowcach, ale Zomato załatwiło nam wznowienie promocji. Zresztą nie ważne jak, ważne co! Bo nagroda była to nie lada. Od Alchemista dostaliśmy w gratisie 13 dań z ich menu, mieliśmy więc szansę wypróbować co w swojej ofercie mają najlepszego. Rzadko się zdarza byśmy mogli przetestować praktycznie całe menu, więc spieszymy ze wznowioną recenzją knajpy, żebyście wiedzieli czego absolutnie nie możecie przegapić podczas wizyty w Alchemiście.
Angielskie klimaty
W Alchemiście trochę nie wiadomo jaki rodzaj kuchni serwują. Nazwałabym to multi-kulti inspirowanym brytyjskimi pubami. Tymi nieco bardziej posh. W menu zarówno fish and chips, angielskie kiełbaski jak i typowa, kojarząca mi się z Wielką Brytanią, niedzielna pieczeń. No i wyborne puree ziemniaczane, które uwielbiam, ale którego nigdy nie chce mi się robić.
Na nasze kulinarne testowanie wybraliśmy się w piątkę, a żeby opinie były bardziej miarodajne, zabraliśmy ze sobą jedną wegetariankę. Smutno jej nie było i też się najadła, mimo, że większość podawanych w lokalu dań zawiera mięso lub ryby (co pozostałym uczestnikom wyżerki było totalnie na rękę). Do przejedzenia mieliśmy aż trzynaście dań, więc podzieliliśmy sobie tę przyjemność na dwa razy. W końcu co dwa obiady, to nie jeden. Przyznam zresztą, że ilością jedzenia byliśmy mega zaskoczeni. Po otrzymaniu informacji, że spróbujemy 13 dań spodziewaliśmy się raczej porcji degustacyjnych, a nie pełnowymiarowych i to w niektórych przypadkach naprawdę potężnych porcji!
Ściana z piwami
To, co w Alchemiście jest najbardziej wyjątkowe, to ściana z kilkoma kranami, gdzie samodzielnie nalejecie sobie piwko, cydr lub prosecco. Jak to działa? Najpierw ładujecie kartę, która wygląda totalnie jak tajny klucz dostępu do siedziby illuminati, a potem dowolnie zarządzacie finansami, które na niej macie. Jest to o tyle fajne rozwiązanie, że wszystkich piw można najpierw spróbować, zanim podejmiemy ostateczną decyzję. Albo i nie podejmiemy. Nikt wam nie zabroni każdorazowo nalewać sobie po kilkadziesiąt mililitrów każdego z napojów. Co ważne, piwa są co jakiś czas wymieniane, więc raczej się nie znudzicie.
Ostatnio widziałam takie rozwiązanie w jednym z londyńskich barów, gdzie z kranów goście sami nalewają sobie trunki do kieliszków.Przy czym w tym przypadku nie było to piwo, a wino. Ciekawe rozwiązanie, kto wie, może kiedyś i w Alchemiście pojawią się krany dla wielbicieli malbeców, syrahów i pinotów.
Pojedzone
No dobra, trochę sobie pogadaliśmy, ale przejdźmy do konkretów, czyli do tego, co w Alchemiście zjedliśmy. Dania, które zaoferował nam Alchemist, dają świetny przekrojowy pogląd na ofertę lokalu. Spróbowaliśmy kilku przystawek i kilku dań głównych, a wszystko zagryźliśmy pizzą. A nawet dwiema.
Jeśli chodzi o przystawki, to polecamy przede wszystkim deskę przysmaków, którymi podzielicie się z współuczestnikami wyżerki. Znajdziecie tam m.in. uwielbiany przeze mnie cypryjski ser halloumi, kurczakowe szaszłyki czy krążki cebulowe. Ale i tak gwiazdą tej pozycji były ogromne i przepyszne frytki z batatów. Mniam! Polecamy też zupę na bazie składników, których chyba nie da się nie lubić – sera i piwa. Porcją się nie najecie, ale moim zdaniem warto spróbować, bo danie ma wytrawny, wyrazisty smak. Oprócz tego pożarliśmy też gravlax z łososia, ale to akurat możecie sobie darować. Lepiej popracować nad cierpliwością i gravlax zrobić sobie w domu. Aha, była jeszcze jakaś sałatka, ale szczerze mówiąc, nawet jej za bardzo nie pamiętam. Na pewno była z wędzoną rybą i chipsami z buraka, które w Alchemiście przewijają się w różnych potrawach i są naprawdę wyborne.
Przystawki zagryźliśmy burgerami. Dwoma. Jednym klasycznym, mięsnym, a drugim w wersji wege z grillowanym halloumi. Obie wersje szanuję i mogę polecić. Fajnie podane na drewnianych deskach, w zestawie frytek i sałatki kolesław. Ja nie jestem jakimś wyznawcą burgerów, chętnie je zjadam, przede wszystkim na kacu, ale nie wdaję się w dyskusje gdzie są najlepsze, a gdzie „najprawdziwsze”. Swego czasu najbardziej smakowały mi te serwowane w Boys Meat Girls, ale może to mieć coś wspólnego z faktem, że moim współlokatorem był ich ówczesny szef kuchni. Just saying. O burgerach z Alchemista mogę powiedzieć tyle, że są w porzo. Po spróbowaniu innych dań z oferty, wiem, że na przyszłość zamówiłabym raczej coś innego, bo pizza (przede wszystkim z krewetkami, tą z sosem barbecue oceniam na nieco słabszą) czy kaczka zwyczajnie bardziej mi smakowała. Ale jak macie smaka na burgera, to bierzcie. Biedy nie ma.
Z dań głównych spróbowaliśmy wspomnianej już kaczki podanej w towarzystwie puree ziemniaczanego (wszystko moje!) oraz karmelizowanej brukselki (współtowarzysze gardzili, więc też wszystko moje!), wegetariańskiej propozycji z polentą i jajkiem w koszulce (z której zdecydowanie najlepsze były grzyby) oraz dwóch różnych makaronów – pappardelle z krewetkami oraz tagliatelle z gorgonzolą. Pasty możecie sobie darować. W zestawieniu z pozostałymi daniami zabrakło im wyrazistości.
Niestety nie udało nam się spróbować jagnięciny, bo akurat w dniu kiedy przyszliśmy, ktoś zdążył ja pożreć przed nami. Dostaliśmy jednak całkowitą wolność wyboru zamiennika. Zdecydowaliśmy się na żeberka. Ja nie jestem jakąś wielką fanką (może dlatego, ze nie umiem ich jeść i zawsze wychodzę upaprana od stóp do głów, ale ja ogólnie nie umiem jeść, więc w sumie to nie wiem o co chodzi), za to panowie byli zachwyceni. No i umówmy się – żeberka pod piwo to klasyk jakich mało!
Alchemist Gastropub
Drugie podejście do Alchemist Gastropub uważam za udane. Nawet bardzo. Jedzenie jest naprawdę godne polecenia, a idea z samoobsługową ścianą piwną wyjątkowa. Przynajmniej w Warszawie. Moim zdaniem to super pomysł. My wyszliśmy z lokalu przeżarci, podpici i zadowoleni. Dodatkowe propsy dla kelnera, który był chyba najmilszym człowiekiem z jakim przyszło nam się zetknąć w gastronomii. Opowiedział o potrawach i podpowiedział jak najlepiej korzystać z piwnego mastercarda. Polecamy tego allegrowicza 😉
Balmas
Freelancerka, ewentualnie bezrobotna. Trochę etnograf, trochę fotograf. Wolny czas najczęściej spędza w Photoshopie lub Lightroomie. Celem jej życia jest zjechanie świata, ze szczególnym uwzględnieniem krajów gdzie karmią tacosami. Szanuje szyderę i minigolfa. Jak dorośnie założy hostel i knajpę. Prowadzi bloga, żeby dostać do testów elektryczną deskorolkę.
Podobne posty
2 marca 2017
Ćma – jedzenie całą dobę w Hali Koszyki
1 marca 2017
Bordo – dobre śniadanie w Centrum
21 lutego 2017