W lutym wreszcie otworzyły się galerie sztuki i muzea. Znudzeni życiem, kulturalnie wyposzczeni Polacy ruszyli na wystawy, które mieli w planach odwiedzić kilka miesięcy wcześniej. Takoż i ja uczyniłam. Dziś opowiem wam o kilkugodzinnej wycieczce do Torunia, gdzie można oglądać zdjęcia jednego z moich ulubionych fotografów – Helmuta Newtona. Najważniejsze info z całego posta jest takie, że organizowana przez Centrum Sztuki Współczesnej wystawa „Lubię silne kobiety” została przedłużona do 28 marca, więc i wy macie szansę się wybrać. Co zdecydowanie polecam!

Na początku muszę się usprawiedliwić. Nie napisałam niczego co nie jest wiadomością na Messengerze albo raportem do pracy od roku. ROKU. Ale świat powoli zaczyna wracać do siebie, więc blog też powinien. Wybaczcie suchość i brak polotu w tym wpisie. Tym razem tylko przekazuję informacje o tym co możecie zrobić, żeby nie umrzeć z nudów. Liczę na to, że kiedy zacznie się więcej dziać i powróci słońce, wrócą też moje chęci do pisania, wyobraźnia, heheszki i umiejętność składania zdań. W oczekiwaniu na ten piękny moment chodźcie się dowiedzieć co robić w pandemii w Toruniu.

 

Wszystko co musicie wiedzieć o wystawie

Wystawa „Lubię silne kobiety” zorganizowana jest w kooperacji z berlińskim Helmut Newton Foundation, które odwiedziłam 3 lata temu i opisałam w weekendowym przewodniku po Berlinie. Większość zdjęć na toruńskiej wystawie pochodzi stamtąd, ale absolutnie nie oznacza to, że jak się było w jednym z tych miejsc, to nie warto zaglądać do drugiego. Zdjęcia kobiet, mężczyzn, manekinów, kurczaków noszących biżuterię i powyginanych stóp w niebotycznie wysokich szpilkach autorstwa Helmuta Newtona warto oglądać zawsze i wszędzie 😉 Gwarantuję wam, że jest to inspiracyjne złoto. Nawet jak nie robicie zdjęć. Plus niemieckie galerie i muzea są nadal nieczynne, a i u nas mogą się przecież zamknąć w każdej chwili, więc polecam korzystać póki można!

Wystawa zorganizowana jest w bardzo fajnej przestrzeni Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu. Zdjęcia i wideo z BTS rozłożone są na dwóch piętrach, więc nie ma szans na budzące lęki zwiedzanie w tłumie. Na każdym z pięter może równocześnie przebywać maks. 60 osób, ale tłumów nie ma. My byliśmy w sobotę po południu, weszliśmy bez żadnej kolejki (nie ma opcji kupienia biletów na konkretną godzinę) i nie było sytuacji, żebyśmy musieli się do kogokolwiek zbytnio zbliżać.

Bilety kosztują 25 zł (20zł ulgowe). Możecie je kupić na miejscu, w kasie lub przez internet na Go Out (którzy mają tak beznadziejne UXy że głowa mała, sorry, musiałam ;)) Zwiedzać można do 28 marca 2021, każdego dnia oprócz poniedziałków.

 

Wirtualna alternatywa

Bardzo chcecie, ale nie możecie albo ze względów zdrowotnych boicie się wybrać na wystawę? No to mam dla was super opcję! Wiele galerii i muzeów poszło w związku z pandemią w stronę wirtualnego zwiedzania (przykłady tego typu zdalnych atrakcji znajdziecie w tym poście, który napisałam podczas lockdownu, prawie rok temu). Toruńskie CSW też umożliwia wirtualne wizyty, więc wystawę zdjęć Newtona możecie zobaczyć w zaciszu własnego domu zupełnie za darmo. Wbijajcie TUTAJ by przejść się po galerii w wersji 3D. Jest to naprawdę porządnie zrobione i dokładnie opisane.

 

Pandemiczna logistyka wycieczkowa

Jeśli jednak zdecydujecie się na wycieczkę w wersji live to podpowiadam jak my to ogarnęliśmy. Do Torunia można bez problemu dojechać pociągiem (nie raz i nie dwa jechałam tam do pracy i z tego co pamiętam zajmowało to ok. 3 godzin), ale że my jechaliśmy w czwórkę to opłacało nam się pojechać samochodem (czasowo zajęło tyle samo co pociąg, a czuliśmy się jednak bezpieczniej). Toruń to generalnie super klimatyczne miasto i jeżdżąc tam na wywiady zawsze miałam ochotę wrócić na spokojnie, już prywatnie. Na wystawie zeszło nam poniżej dwóch godzin, a drugie tyle spędziliśmy szwendając się po centrum miasta i czillując nad Wisłą z pyszną kawą kupioną na wynos w kawiarni NAPAR.

Muszę przyznać, że nadal nie czuję się spełniona. Marzy mi się spokojne spacerowanie ulicami Torunia bez maseczki na ryju i parujących okularów. Marzy mi się picia piwka z lokalnego browaru w knajpianym ogródku. A przede wszystkim marzy mi się spokojne zjedzenie obiadu w restauracji Monka, która ma mega fajne menu i wyboooooorne podpłomyki. Pod względem jedzonek tak do końca nie daliśmy się pandemii, bo tych podpłomyków jednak nie mogliśmy sobie odmówić i pożarliśmy je cichaczem na krawężniku. Podobnie zresztą poradziliśmy sobie z preclami z okienka Pan Precel. Cynamonowe na ciepło są istnym sztosem! No cóż, na normalne „zjedzanie” trzeba będzie do Torunia wrócić. Jeszcze będzie pięknie!