Do Muzeum Życia w PRLu wybrałam się z Balmas w dniu moich urodzin. Okazało się bowiem, że jestem już tak stara, że moje dzieciństwo pokazywane jest w muzeum. Oczywiście epoka PRL to już historia, trwająca od 1952 roku do 1989 roku, ale zdążyłam załapać się na jej na końcówkę, a w Muzeum na każdym kroku zatrzymywałam się i mówiłam: „o! jak u mnie w domu!”.

Od pewnego czasu wraca moda na meble i design rodem z PRLu, ubrania, samochody czy wystrój i menu w restauracjach. A czy ktoś jeszcze pamięta, że były to burzliwe czasy, kiedy Polska nie była suwerennym Państwem, funkcjonującym pod kontrolą ZSRR? Że komunistyczna władza cenzurowała społeczeństwo wpierając się terrorem policyjnym? I bardzo dobrze, że powstało muzeum mające na celu pokazanie, głównie współczesnej młodzieży, jak wyglądało życie w dobie komunizmu, ponieważ program nauki historii w szkole obejmuje może 5% wiedzy na ten temat.

Nowa lokalizacja

Być może kojarzycie muzeum w jego poprzedniej odsłonie, kiedy nie było jeszcze Muzeum Życia w PRL, a Muzeum Czar PRL. Co ważne muzeum zmieniło nie tylko nazwę, ale i lokalizację. Teraz nie musicie już jechać na Pragę, by podejrzeć jak się żyło nie tak wcale dawno.

Obecnie muzeum mieści się w lokalizacji wręcz idealnej. I bynajmniej nie dlatego że tam mieszkam od 1986 roku, tylko dlatego że to miejsce symboliczne. Muzeum mieści się bowiem przy placu Konstytucji, czyli w samym centrum Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, wielkiej, socrealistycznej inwestycji, obecnie wpisanej do rejestru zabytków. Lokal, w którym mieści się Muzeum, ja z dzieciństwa pamiętam jako jeden z pierwszych w Polsce barów szybkiej obsługi Burger King, otwarty w 1992 roku. Na wejściu powitały nas dwie starsze panie „woźne”, wystylizowane odpowiednio do epoki. Zostałyśmy poinformowane, że muzealna kawiarnia nie jest jeszcze otwarta wobec czego przysługuje nam bilet ulgowy, który należy zachować i wykorzystać ponownie gdy kawiarnia zostanie otwarta. Wiem, że dziś już jest otwarta więc się wybierzemy, skosztujemy kawki i damy Wam znać 😉

 

Retro design

Jak już wspomniałam, w Muzeum znajduje się mnóstwo przedmiotów, które znam doskonale z rodzinnego domu. Łezka mi się zakręciła w oku gdy zobaczyłam radio Unitra model Lena, odkurzacz Zelmer Predom, suszarkę „farelkę”, narty Polsport i mój ulubiony Visolvit z Polfy Poznań! Poniekąd rozumiem już w czym tkwi ten nostalgiczny czar PRLu. Co prawda eksponatów nie ma tu jakoś super dużo (więcej znajdziecie na handlowej fejsbukowej grupie Vintage PRL Design, z pomocą której Balmas urządza swoje mieszkanie), ale klimat można poczuć. Zresztą z profilu Muzeum na FB można wywnioskować, że to jeszcze nie wszystko. Tak jak nie zdążyli jeszcze z otwarciem kawiarni, tak kolejne eksponaty pojawiać będą się jeszcze stopniowo przez jakiś czas. Co ważne oprócz przedmiotów użytkowych jest tu też całkiem sporo historii. Nie wyjdziecie więc tylko z telefonem pełnym zdjęć, ale też z garścią informacji. Znajdziecie tu informacje dotyczące sfery politycznej, społecznej, ale też popkulturowej (ile bym dała żeby iść na koncert Stonesów w Kongresowej!).

 

 

Fajnie zorganizowana jest sama przestrzeń muzeum. Wywieszone na ścianach kolorowe (ale to nie są „nasze kolory”, tylko zszarzałe kolory minionej epoki) suszarki do włosów, plakaty czy kredki wyglądają jak starannie zaplanowane flatlay’e. Tyle że w pionie. Wes Anderson by szanował. Jest tu też kącik motoryzacyjny, gdzie możecie sobie przypomnieć rodzinne wycieczki Maluchem. To ile osób tam wchodziło? W osobnym pomieszczeniu urządzone jest przykładowe mieszkanie z wszystkimi pokojami zmieszczonymi w jednym. Ah, jak w domu! Dodatkowo możecie posiedzieć trochę w zorganizowanym obok kinie, gdzie na zapętleniu puszczane są propagandowe filmy.

 

 

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w teczkę

Polecam wam wizytę w Muzeum Życia w PRL. I to bez względu na wiek. To ciekawe miejsce, w którym okrzyki „też to miałem!” mieszają się z podejrzliwymi pytaniami „co to w ogóle jest?” padającymi z ust młodszych odwiedzających. Muzeum czynne jest codzienne, ale godziny różnią się w zależności od dnia tygodnia, dlatego planując wizytę, zajrzyjcie na ich stronę internetową. Bilet normalny kosztuje 18 złotych, ulgowy 12. Podczas naszej wizyty było taniej, bo nie cała przestrzeń byłą jeszcze gotowa, ale podejrzewam że teraz zapłacicie już pełną kwotę. Niestety nie ma darmowych dni wizyt dla nędzarzy.

 


Maria

Porzuciła korpożycie, aby karmić świat. Teraz zarządza dwoma biznesami, kilkoma Ukrainkami, własną matką i flotą dostawczaków w ramach Jedzonkopolu a.k.a. Magic Bite i Magic Cake. Lubi jeździć samochodem po świecie. Sypia średnio 37 minut na dobę, ratuje się hektolitrami kawy. Kiedy może ustać na nogach jeździ na pastelowej deskorolce w stroju żyrafy. Pozdrawia ZUS i dostawców z Makro.

Inne posty autora