Jeśli tak jak ja pracujecie na przysłowiowym wygwizdowie, to w porze lunchu, jeśli oczywiście nie zapakowaliście sobie przezornie pudełka z obiadem do plecaka, możecie co najwyżej wyskoczyć na chińczyka lub do maca (rym przypadkowy zupełnie). Takie życie. Sprawa ma się jednak zupełnie inaczej gdy pracujecie w centrum. Za każdym razem gdy jadę na spotkanie w porze obiadowej, ilość możliwości zupełnie mnie przytłacza i paraliżuje.
Petit Appétit
I tutaj od razu muszę zaznaczyć, że nie był to mój pomysł. Chciałem iść do Raju, aby spróbować tych słynnych misek pełnych ryb i warzyw, serwowanych na ciepło z ryżem. Ale pech chciał, że akurat trwał remont i tak oto znaleźliśmy się na Nowym Świecie we francuskim bistro. Oczywiście, żeby nie ryzykować zbytnio, sprawdziłem wcześniej ocenę na Zomato. 3.8, czyli będzie dobrze. Bez szału ale nie będzie też na co narzekać. W związku z tym, że było jeszcze stosunkowo ciepło, usiedliśmy ze znajomą na zewnątrz, tak żeby wykorzystać maksymalnie fakt, że oto znajdujemy się na jednej z przyjemniejszych, przynajmniej w ocenie części Warszawiaków, stołecznych ulic. Nie wypowiem się zatem na temat wystroju. Co do obsługi natomiast, nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Było sprawnie i sympatycznie. Przejdźmy zatem do sedna.
Jedzenie
Lunch we francuskim bistro. Liczę po cichu na zupę cebulową. Może quiche. Nie chcę wybiegać myślami gdzieś dalej, w końcu to tylko lunch za 22 złote. A jakbym doczytał to w sumie nie miałbym się nad czym zastanawiać. Bo lunch to zupa, dowolny naleśnik i deser. Wymarzonej cebulowej niestety niestety nie uraczyłem. A pomidorowa z klopsikami była … bez szału. Naleśnik z tuńczykiem, suszonymi pomidorami, kaparami i mozarellą był chyba jeszcze słabszy. Ale chyba najbardziej negatywne wrażenie zrobiła na mnie sałatka z łososiem, która normalnie kosztuje 27 złotych. To było bardzo smutne doświadczenie. Na deser kawałek przyzwoitego brownie. I tyle. Tak jak można było się spodziewać bez żadnych uniesień, ochów czy achów.
Naszym zdaniem
Ciężko jednoznacznie ocenić miejsce jedynie na podstawie lunchu. Zdaję sobie sprawę, że rządzi się on innymi prawami. Dlatego postanowiłem, że wrócę. Może na śniadanie. Bo naleśniki totalnie mnie zawiodły.
mięta
Smutny człowiek z poczuciem humoru. Chciał zostać muzykiem ale ze względu na brak talentu zajął się informatyką. Jak mu źle wyje do księżyca, na którym kiedyś chciałby stanąć. Certyfikowany operator bezzałogowych statków powietrznych. Czeka aż ludzie nauczą się latać. Zmuszony do zrezygnowania z aktywności sportowych ze względu na problemy z kręgosłupem. Miłośnik słabego filmu, jeszcze gorszej muzyki I twórczości, delikatnie ujmując, żenującej. Wesoły I uśmiechnięty. Do rany przyłóż.
Podobne posty
9 czerwca 2017
Casablanca Day & Night
2 marca 2017
Ćma – jedzenie całą dobę w Hali Koszyki
1 marca 2017