Ramen uwielbiam. Jednak zaznaczę również od razu, że żadnym specjalistą w temacie nie jestem. Dlatego technicznie o ramenie wypowie się Balmas, która ma dużo więcej do powiedzenia. Pierwszy ramen jadłem w Tajlandii. Mała knajpka z wielkim kotłem na środku. Ogromna miska zupy za 5 złotych. Wspomnienia mam zatem fantastyczne.
Czas ramenu w Polsce minął. Tak przynajmniej twierdzą influencerzy namaszczeni przez zasięgi i… Magazyn Elle. Mi jednak dużo bliżej do typowego Kowalskiego, i moim skromnym zdaniem, które z pewnością nie należy do opiniotwórczych, właśnie rok 2017 będzie rokiem ramenu. Wszystkie znaki na niebie i fejsie na to wskazują. Taka Gruba Ryba na przykład nie jest już „tylko” sushi barem. Po sushi pojawiło się bowiem „& ramen bar”. I ja to szanuję.
Ramen
Tak jak zaznaczyłem wcześniej do wypowiadania się w temacie ramenu i kuchni japońskiej autorytatywną osobą jest dla mnie Balmas, dlatego to ona opowie wam z czym ten ramen się je.
Witam. To znów ja – Balmas – człowiek, który jedzenie równocześnie pożera i analizuje. Najlepiej kiedy jeszcze ktoś mi za to płaci. Tym razem właśnie tak było. Przyszło mi przeanalizować obecność japońskich trendów kulinarnych w Polsce, co nie było łatwe, bo za każdym razem gdy widziałam słowo „ramen”, miałam wewnętrzną potrzebę takowy zjeść, a nawet wysiorbać. Żeby nie odrywać się od czystej przyjemności jaką jest tworzenie raportów, musiał był to ramen w dostawie. No i padło na Grubą Rybę, która zupę dostarcza i to szybko i w fajnej formie, bo wszystkie dodatki dostaniecie zapakowane osobno, po to by nie rozmokły. No i żebyście nawet w domu mogli sobie stworzyć instagramową kompozycję z nori, kiełków, mięsa, jajka i makaronu. W końcu nie po to się płaci 30 złotych za zupę, żeby jej nie zrobić zdjęcia 😉
Kuchnia japońska jako konstrukt kulturowy
Kuchnia japońska od zawsze miała w Polsce aspekt aspiracyjny. Co ciekawe zawsze docierała do nas nie z Kraju Kwitnącej Wiśni, a z Zachodu. Po roku 89. odkryliśmy surową rybę w formie sushi, którym nasza amerykańska brać zażerała się już od kilku dekad. Nagle polscy biznesmeni ruszyli do sushi barów, a „przeciętniacy” zapragnęli zamienić ziemniaki na kleisty ryż z sosem sojowym. Na sushi wyrosła nam klasa średnia. Teraz nastały czasy tygodni tematycznych w Lidlu i Biedornce i wyrób sushi-podobny każdy jest w stanie sobie spreparować w domu. A jak coś jest dostępne, to znaczy, że jest passe.
Ale ja lubię sushi, to co teraz?! Nic straconego! Zawsze można się zdecydować na którąś z modnych hybryd tej typowej japońskiej potrawy. Idźcie na sushi rolla, sushi taco (Shoku) czy sushito (Om nom nom już zamknięte więc trzeba poczekać aż ktoś inny to sklei). Jeśli wciąż wam mało pozostaje jeszcze ekskluzywne temari czy zbliżone do sushi, choć będące inną potrawą, onigiri. A jak już się zapchacie ryżem, to pomyślcie o japońskiej alternatywie – idźcie po prostu niezawodny ramen.
Ramen przejął aspiracyjną rolę sushi (co knajpy wyczuły nosem, więc skrzętnie dodają go sobie do nazwy, jak włąśnie Gruba Ryba czy Tekeda). Teraz wypada ramen jadać i wiedzieć na salonach (lub Placu Zbawiciela) czym jest i jaki powinien być ten „prawdziwy”. Jest potrawą kontrowersyjną i pełną sprzeczności. Z jednej strony uznawany jest za niesamowicie techniczny i skomplikowany, wymagający doświadczenia i składników (jak chociażby miękka woda, której w Polsce nie uświadczycie). Z drugiej strony przedstawiany jest jako typowy przykład soul food czy comfort food – prostego jedzenia, które zrobi wam dobrze, wyciągnie was z głębokiej depresji i sprawi, że poczujecie się hygge.
Blogerzy i hipsterzy wieszczą koniec ramenu, który ustępuje miejsca nowościom takim jak okonomiyaki czy takoyaki. Naszym zdaniem ta aromatyczna zupa zostanie z nami na dłużej. Jeśli jednak boicie się opinii swych bardziej hipsterskich przyjaciół, jedzcie ramen pokątnie. Na przykład ten zamówiony z Grubej Ryby. Ja tak teraz zrobię, więc na dalszą część wpisu zostawiam was z Miętą.
Gruba Ryba
Do Grubej Ryby po raz pierwszy zawitałem jakieś 5 lub 6 lat temu. Lokal mieścił się jeszcze na ulicy Kasprzaka, jakieś 20 metrów od wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Coś pięknego. Chociaż i teraz nie mogę narzekać. Na Siedmiogrodzką 1 mam tylko przystanek autobusem. Nie wiem natomiast kiedy dokładnie w Grubej Rybie pojawił się ramen. Pamiętam, że po raz pierwszy skosztowałem go jakiś rok temu. I że musiało być zimno. W innym wypadku nie zamówiłbym zupy. Bo zup wielkim fanem nie jestem. Jednak w przypadku ramenu wiedziałem, że nasza relacja będzie bardzo zażyła. Chociaż jak się później okazało nie był to ramen tylko udon. Taki ze mnie specjalista.
Tym razem do Grubej Ryby wybraliśmy się we czwórkę. Coby test ramenu był bardziej wiarygodny. Dodatkowo zabraliśmy ze sobą dwie osoby, które z ramenem, mówiąc delikatnie, najlepszych wspomnień nie mają. Aga dużo chętniej zamieniłaby go na talerz Pho. Szymek pewnie na burgera lub steka. I właśnie jemu poleciłem, moim zdaniem najbezpieczniejszą ramenową opcję w menu czyli shio z panierowanym kurczakiem. Aga skusiła się na to samo ale w wersji z kurczakiem wędzonym. Balmas pojechała klasycznie wybierając tonkotsu z boczkiem. Ja natomiast, abyśmy mieli pełny ogląd sytuacji znów wybrałem udon. Z drobno siekaną wieprzowiną.
I to chyba mój udon smakował mi najbardziej, chociaż inne pozycje były równie dobre. Szymek był bardzo pozytywnie zaskoczony. Powiedział, że zdecydowanie jest to inny ramen, niż ten, który jadł po raz pierwszy. I, że z pewnością nie jest to jego ramen ostatni. Aga dalej bardziej uśmiechała się w kierunku Pho. Natomiast do niej uśmiechało się dno miski, która opróżniona została równo z pozostałymi. Test wypadł lepiej niż dobrze. W sumie jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to nie wiem po co w tym ramenie kukurydza z puszki. W udonie na szczęście jej nie było. No i ramen w Polsce nie kosztuje 5 złociszy a 5 razy więcej. Ale co poradzisz Panie, jak nic nie poradzisz.
Zapisz
Gruba Ryba
Szanujcie kulinarne mody, tak szybko odchodzą. Jeśli więc nie mieliście jeszcze okazji spróbować ramenu, najwyższy czas to zmienić! My się za turystycznych ekspertów kulinarnych nie uważamy, bo w Japonii nie byliśmy. Nie wiemy czy ramen serwowany przez Grubą Rybę jest tradycyjny czy to jednak fusion. Wiemy natomiast, że bardzo nam smakuje… a na kaca wchodzi jak zły.
mięta
Smutny człowiek z poczuciem humoru. Chciał zostać muzykiem ale ze względu na brak talentu zajął się informatyką. Jak mu źle wyje do księżyca, na którym kiedyś chciałby stanąć. Certyfikowany operator bezzałogowych statków powietrznych. Czeka aż ludzie nauczą się latać. Zmuszony do zrezygnowania z aktywności sportowych ze względu na problemy z kręgosłupem. Miłośnik słabego filmu, jeszcze gorszej muzyki I twórczości, delikatnie ujmując, żenującej. Wesoły I uśmiechnięty. Do rany przyłóż.
Podobne posty
28 września 2017
Petit Appétit – dobry pomysł na lunch?
30 sierpnia 2017